Bez kategorii
Jesteś dobrą mamą? Droga do macierzyństwa

- Share
- Tweet /home/slawekbu2034/public_html/deon24/wp-content/plugins/mvp-social-buttons/mvp-social-buttons.php on line 65
https://deon24.com/wp-content/uploads/2023/05/iStock-845724782-1000x600.jpg&description=Jesteś dobrą mamą? Droga do macierzyństwa', 'pinterestShare', 'width=750,height=350'); return false;" title="Pin This Post">
W rozmowach z rodzicami, którzy niezbyt dobrze radzą sobie z wychowaniem własnych dzieci, często słyszy się uwagę: „Szkoda, że nie ma szkoły, która przygotowałaby do bycia dobrymi rodzicami”. Przychodzi wówczas na myśl zdanie, które bardzo trafnie ujmuje istotę problemu: „Przygotowanie do rodzicielstwa zaczyna się co najmniej dwadzieścia lat przed urodzeniem swojego dziecka”.
Taką szkołą jest bowiem bez wątpienia dom rodzinny. Pozostaje tylko pytanie, czy zawsze jest to dobra szkoła? Dziecko uczy się głównie przez naśladownictwo. Obserwując przez dłuższy okres w swoim otoczeniu osoby dorosłe, przyjmuje to, co robią, jako wzorzec i matrycę postępowania.
Jest to jeden z najgłębszych zapisów i „skryptów życiowych”. Dziecko rejestruje komunikaty emocjonalne osób dorosłych i w odpowiednim wieku, kilkanaście lat później, przekłada je na własne myślenie i reagowanie w różnych sytuacjach.
Droga do macierzyństwa
Przygotowanie kobiety do macierzyństwa przebiega na wielu płaszczyznach i jest procesem wieloetapowym. Trudno przywołać wszystkie czynniki, które odgrywają w nim rolę. Faktem jest jednak, że bardzo wiele zależy od historii życia danej kobiety.
Jeżeli ma ona doświadczenie dobrego, pozytywnego rodzicielstwa we własnej rodzinie, łatwiej jej rozwinąć zalążek instynktu macierzyńskiego oraz nauczyć się akceptacji i radości z macierzyństwa. Pojawienie się dziecka powoduje rewolucyjne zmiany, do których nie da się ani dość dobrze przygotować, ani ich przewidzieć, dlatego nieraz młodej mamie trudno przyjąć pozytywną postawę wobec tego faktu.
Kobieta „nasączona” dobrymi uczuciami, akceptacją swojej osoby przez rodziców łatwiej przyjmie to, że stanie się matką. Jeśli jednak relacja rodzicielska „poraniła” kobietę, była zła, toksyczna, to fakt przyszłego lub już realnego macierzyństwa może wywołać u niej wiele emocjonalnych trudności i brak akceptacji.
Przeżywanie macierzyństwa to bardzo złożony proces, w którym nie sposób pominąć znaczenia pozycji kobiety wobec męża i jakości ich wspólnej relacji – w relacji macierzyńskiej postawa ojca dziecka odgrywa ogromną rolę. Nie bez znaczenia jest też rola kobiety w rodzinie oraz jej pozycja w życiu zawodowym.
Nie należy także zapominać o wpływie ideologii, które nie są przyjazne macierzyństwu, a z którymi kobieta się utożsamia.
Kobieta nie rodzi się matką, ale się nią staje.
Poprzez szereg przemian fizycznych, psychicznych i hormonalnych w ciągu wielu lat przygotowuje się do możliwego macierzyństwa. Zależność między dojrzewaniem psychicznym a środowiskiem kobiety, sposobem odżywiania, a także rozwojem somatycznym, została stwierdzona już bardzo dawno.
Na przebieg rozwoju psychoseksualnego dziewczynki mają wpływ również bodźce psychiczne (na przykład zmasowanie bodźców seksualnych może przyspieszyć jej dojrzewanie). Wbudowany wewnątrz ciała kobiety układ rozrodczy informuje zaś, że wymaga on specjalnej ochrony.
Macierzyństwo ma szansę być drogą samorealizacji kobiety, jeżeli wiąże się z dojrzałym poziomem życia seksualnego.
Seksualność człowieka może się realizować na czterech poziomach: fizjologicznym, archaicznym, prymitywnym i dojrzałym.
Funkcjonowanie na poziomie dojrzałym zakłada świadomość własnej płodności. Przyjmuje ona, że każda zdrowa kobieta w wieku prokreacyjnym może zostać matką, zaś każdy zdrowy mężczyzna – ojcem. Świadomość szczegółowa dotyczy relacji „tu i teraz” – kobieta i mężczyzna są wspólnie płodni w określonym czasie i momencie.
Innym wyróżnieniem dojrzałej seksualności jest nastawienie na trwałość związku, zaakceptowanie wspólnoty losu i płodności. Taką relację spaja przede wszystkim więź psychiczna. Przygotowanie do stawania się matką wymaga więc podejmowania trudu dojrzałego, zintegrowanego życia seksualnego, w które wpisuje się rodzicielstwo.
Samo osiągnięcie dojrzałości seksualnej nie wystarczy jednak, by być dobrym rodzicem.
Relacja małżeńska, niewątpliwie najlepsza płaszczyzna rodzicielska, jest związkiem osobowym, a nie wyłącznie interseksualnym. Ślub rodziców nie stwarza przecież miłości i nie gwarantuje szczęścia tam, gdzie miłości nie ma; jednak tam, gdzie ona jest, czyni ją dojrzałą i odpowiedzialną jako ostateczną decyzję i zobowiązanie.
Deprecjonowana we współczesnym świecie czystość przedmałżeńska ma wielkie znaczenie w przeżywaniu ślubu nie jako uroczystości czy formalności, ale jako rozpoczęcia pełnego współżycia seksualnego. Z tym wiąże się też: zespolenie małżonków, zwiększenie ich zaufania do siebie, poczucie szacunku, ułatwienie zachowania wierności i trwałości związku.
Poczucie bezpieczeństwa i przynależności stanowi najlepszą płaszczyznę do rozwinięcia instynktu macierzyńskiego oraz podjęcia drogi do usprawnienia potrzebnych macierzyństwu umiejętności.
Postawa dobrej matki
Zastanawiając się nad postawą dobrej matki, musimy dotrzeć do podstawy macierzyństwa, czyli akceptacji. Kobieta musi najpierw zaakceptować siebie, mieć do siebie pozytywne nastawienie, być człowiekiem jednoznacznym, otwartym w kontaktach z innymi – być dla siebie dobrą i wyrozumiałą. Umiejętność patrzenia na siebie z dystansem to poznanie swoich możliwości oraz słabych stron.
Niezwykle pomocną cechą jest elastyczność i poczucie humoru. Dać dziecku szansę, aby było spełnionym człowiekiem – tzn. by poradziło sobie ze słabościami, niedoskonałościami i rozwijało swój potencjał we właściwym, niepowtarzalnym kierunku – to nauczyć go i pokazać mu, jak najbliższe dorosłe osoby, ważne w jego życiu, sobie z tym radzą.
Podstawową umiejętnością, której kobieta powinna się nauczyć w przygotowaniu do macierzyństwa, jest umiejętność dawania i brania. I dawania, i brania. Wydaje się to oczywiste, ale jednak nie jest. Dawanie, ofiarowywanie siebie, swojego czasu, uczuć, środków materialnych i swojej akceptacji jest na ogół przyjmowane jako umiejętność zrozumiała i przyjmowana z oczywistą akceptacją.
Natomiast uświadomienie sobie, że rodzic tyle samo bierze, ile daje, że dziecko otwiera przed rodzicami nieznane dotąd perspektywy i aspekty życia, jest już nieco trudniejsze.
Tymczasem to w relacji z dzieckiem dorośli uczą się być człowiekiem dojrzałym. Realizuje się w ich psychice taki obszar, którego w żaden inny sposób nie można otworzyć. Przyjęcie tego daru oraz umiejętność docenienia go i uszanowania jest niewątpliwie sztuką.
Życie w zgodzie ze sobą oraz swoim rodzicielskim powołaniem to również umiejętność określenia własnej hierarchii wartości: tego, co ważne, i tego, co najważniejsze. Wynika stąd też świadomość tzw. granic psychicznych.
Składają się na nie zarówno asertywność (potrzebna matce, na przykład w okresie ciąży, kiedy umiejętność zadbania o siebie, swoje potrzeby, „zdrowy” egoizm mogą być warunkiem urodzenia zdrowego dziecka), jak i uświadamianie sobie, co dobre, co złe, co warto, a czego nie warto robić, co lubię, a za czym nie przepadam.
Granice w życiu psychicznym rozpoznaje się na czterech poziomach. Pierwszy z nich stanowią granice fizyczne, które pozwalają na bliskość z drugą osobą, na respektowanie intymności i sfery osobistej. Granice emocjonalne pozwalają natomiast uświadomić sobie własny stosunek emocjonalny do ludzi, spraw i sytuacji. Pomagają być człowiekiem uważnym oraz odpowiedzialnym za swoje zachowanie.
Dzięki granicom intelektualnym z kolei potrafimy oddzielać to, co chcemy, od tego, czego nie chcemy. Umożliwiają nam one zdrową ocenę sytuacji zgodnie z naszą wiedzą, postawą oraz rozeznaniem. Ostatni typ granic to granice duchowe. Fakt, że je posiadamy, umożliwia nam stawanie wobec siebie samego w prawdzie. Jesteśmy na świecie „przechodniami”, nasz cel znajduje się gdzie indziej. W związku z tym, że żaden człowiek nie jest doskonały, nie może też dać drugiemu pełnego szczęścia i spełnienia.
Jeżeli o tym pamiętamy, mamy szansę nie tylko na prawidłową relację z Bogiem, ale też z drugim człowiekiem. Potrafimy się zdobyć na pokorę i dystans w relacji z dzieckiem.
W momencie poczęcia dziecko jest już człowiekiem, synem lub córką swoich rodziców.
Na początku stanowi z matką jedność – ona jest dla niego całym światem. Minie wiele czasu (dziewięć miesięcy życia wewnątrzłonowego i około roku po urodzeniu), aż w świadomości dziecka rozpocznie się proces tworzenia tożsamości – oddzielania ja od nie ja: ja i mama, ja i świat.
Ten okres około dwudziestu miesięcy najściślejszej więzi dziecka i matki to jego mikro- i makroświat, to etap najintensywniejszego rozwoju oraz najbardziej dynamicznych zmian nie tylko dla dziecka, ale i dla kobiety.
Matka, przez tę tak bardzo ścisłą relację z dzieckiem, powoduje „zadrukowanie”, „zapisanie” wzorca reakcji emocjonalnych dziecka. W okresie prenatalnym przez wymianę biochemiczną przekazuje dziecku przyjemne emocje, które pobudzają go, stymulują – wtedy gdy sama jest w dobrym nastroju i szczęśliwa, a także emocje nieprzyjemne – gdy jest smutna, zdenerwowana czy zrozpaczona.
Sposób radzenia sobie z trudnymi sytuacjami i uczuciami zostaje dziecku przekazany od najwcześniejszego momentu jego życia. Najpierw odbywa się to na drodze pozawerbalnej. Nauczenie się przez kobietę dojrzałego radzenia sobie z emocjami będzie służyło nie tylko jej relacji macierzyńskiej, ale także każdej relacji interpersonalnej.
Najlepszą inwestycją kobiety w przyszłe macierzyństwo jest budowanie poczucia własnej wartości.
Kobieta jako osoba świadoma swojego partnerstwa z mężczyzną, własnej pozycji i ważności, swojego wkładu w rodzinę, pracę zawodową i środowisko potrafi i może dać dziecku poczucie, że potrzeby i prawa każdej osoby w rodzinie są tak samo ważne; innymi słowy, uczy je, że światem rządzą określone prawa i dla dobra własnego oraz innych należy je poznać i do nich się stosować.
Rodzice wychowują dziecko w oparciu o wybrany i uznany przez siebie system wartości.
Przekazując go dzieciom, sprawiają, że po latach u dzieci dochodzi do zintegrowania wartości w wewnętrzny system poglądów i postaw, co z kolei umożliwia przekaz pokoleniowy i podtrzymanie ważnych dla społeczeństwa wartości.
Kobieta mająca wysoki poziom poczucia własnej wartości, ma też na ogół silne poczucie sprawstwa – przekonania, że od niej samej zależy bardzo wiele, dlatego łatwiej osiąga poczucie szczęścia i spełnienia. Taka postawa to dla dziecka najlepsza szkoła pozytywnego nastawienia wobec życia.
Potrzeby małego dziecka wymagają od rodziców, w pierwszym okresie głównie od matki, umiejętności troszczenia się, życzliwości, ofiarności, a także czasami wyrzeczenia się swoich dotychczasowych priorytetów życiowych.
W późniejszym okresie potrzeby matki i dziecka można dopasować, ale na początku macierzyństwa łatwiej poradzi sobie z nową, niełatwą sytuacją ta kobieta, która miała okazję „przetrenować” sztukę odraczania i umiejętność podejmowania wyrzeczeń. Potrzeba tej szczególnej sztuki towarzyszyć będzie wielokrotnie w historii macierzyństwa i przybierze szczególny wymiar w okresie wychodzenia z „gniazda” dorosłych już dzieci.
Wyrzeczenie się tak silnej u rodziców potrzeby kontroli, „wszystkowiedzenia” o dziecku, pozwolenie na zmianę jakości więzi z młodym dorosłym umożliwi dziecku dobry start w życiu. Uczenie się od dzieciństwa odraczania przyjemności i nagrody, odsuwania realizacji swoich potrzeb jest dobrą wprawką do dorosłego życia i jest potrzebne w przygotowaniu do małżeństwa i rodzicielstwa zarówno dziewczynki, jak i chłopca (…).
Dojrzewanie do rodzicielstwa
Wychowanie kobiety do macierzyństwa jest równie ważne, jak wychowanie mężczyzny do ojcostwa. Postawa, w świetle której dziecko to kolejne dobro konsumpcyjne, jakie odpowiednio zamożny człowiek może nabyć, kiedy chce, i zbyć, gdy się znudzi, oraz wychowywanie dziecka tak, jakby realizowało się swój kaprys – tzn. egoistycznie, jak „zachciankę”, nie zważając na dobro dziecka – to postawy, które obserwuje się coraz częściej.
Są one wyrazem zagubienia i zupełnego niezrozumienia sensu rodzicielstwa.
Matka, która realizuje się na wielu płaszczyznach i w różnych rolach społecznych, pokazuje dziecku trudną sztukę życia, wyborów i łączenia z pozoru niemożliwych do pogodzenia obowiązków. Uczy zborności i organizacji. W wirze „życiowych konieczności” nie można jednak zgubić przekonania, że człowiek jest najważniejszym podmiotem naszych działań – nie można zagubić dziecka.
W wychowaniu czas jest niepowtarzalny. Nie da się wychować dziecka w żaden inny sposób, tylko będąc dostępnym i przewidywalnym. Nie wydaje się wskazane, aby w dzisiejszym wychowaniu stosować sztuczne podziały na czynności i obowiązki kobiece czy męskie.
Macierzyństwo jest biologicznie i psychofizycznie związane z kobietą, ale właśnie dlatego musi ona zrobić wszystko, aby umożliwić swojemu mężczyźnie dojrzewanie do dwurodzicielstwa. Egoistyczne zawłaszczanie przez kobietę relacji z dzieckiem odbija się na ogół na procesie wychowawczym i potencjalnie przysparza w przyszłości problemów.
Dojrzałe podejście kobiety do roli macierzyńskiej zakłada „zrobienie miejsca” dla relacji dziecka z ojcem.
W rodzinach, dla których rzeczywistość transcendentna ma znaczenie pierwszorzędne, relacje układane są w oparciu o stosunek do Boga. Tego rodzaju uporządkowanie ustala hierarchię wartości i rozwiązuje wiele wątpliwości oraz problemów związanych z właściwymi wyborami.
Wychowanie dziecka jest zadaniem, do którego nie sposób dość dobrze się przygotować teoretycznie. Wszystkie sytuacje dzieją się „na bieżąco” i zarówno matka, jak i ojciec są zmuszeni do działania tu i teraz.
Nie zawsze podjęcie przez kobietę powołania do bycia żoną i matką jest łatwe. Jedną z przeszkód w kobiecie stanowi niewykształcenie tzw. uczciwości wyższej na skutek wadliwego wychowania, traumatycznych przeżyć czy ubogiego duchowo środowiska, które nie zaspokajało potrzeb psychicznych i nie nauczyło otwartej postawy.
Jeżeli kobieta spotka na swojej dorosłej już drodze osoby, które będą otwarte, cierpliwe, które pokażą, jak inaczej można żyć, jeżeli spotka się z akceptacją i afirmacją swojej osoby, to będzie dla niej szansa na nauczenie się postawy miłości.
Młode dziewczyny współcześnie muszą pokonać wiele przeszkód na drodze przygotowania się do macierzyństwa.
Są nimi na pewno ideologie, które bardzo agresywnie promują poglądy, że dziecko utrudnia samorealizację, że macierzyństwo jest wyrazem uwikłania i przegrania szans na spokojne i ciekawe życie.
Hałas, jaki czynią lobbyści tych ideologii, sprawia, że wiele młodych osób zastanawia się, czy rodzina, małżeństwo, rodzicielstwo są warte zachodu i poświęcenia; czy sztuka przystosowania się do siebie nawzajem, życzliwość, bycie dobrym to nie przestarzałe, nieaktualne zalecenia nieprzystające do dzisiejszego świata walki i konfrontacji.
Realizacja siebie może następować na różnych drogach i w różny sposób. Młodzi ludzie artykułują potrzebę przynależności i bezpieczeństwa, wsparcia i miłości. Jest to zgodne z ustaleniami badań z zakresu profilaktyki zachowań ryzykownych, takich jak m.in. sięganie po alkohol, narkotyki, palenie papierosów, agresja, przedwczesna inicjacja seksualna.
W nowoczesnej profilaktyce jednym z najważniejszych czynników chroniących młodego człowieka przed zachowaniami ryzykownymi jest silna więź emocjonalna z rodzicami, oparta na zaufaniu, akceptacji i na jasnych zasadach.
Budowanie takiej pomocnej, uzdrawiającej więzi następuje tylko i wyłącznie na bazie prawidłowej postawy rodzicielskiej, a jest ona sztuką i umiejętnością, do której przygotowujemy się przez wiele lat.
Trzeba jednak podkreślić, że nie ma rodziców doskonałych.
Nie sposób nimi być. Wystarczy jednak być dobrym rodzicem, gdyż celem nie jest doskonałość i perfekcja, ale wychowanie dzieci do tych wartości, które są najważniejsze.
Zarówno matka, jak i ojciec mają prawo do błędów i pomyłek – co jest rzeczą ludzką – ale najistotniejsze jest zdystansowanie i krytyczne podejście do swoich działań tak, aby zmienić je, kiedy się stwierdzi, że popełnia się błędy, albo kiedy efekty działań rodziców mijają się z ich zamiarami.
Na wielokrotne i bardzo mocne podkreślenie zasługuje fakt, że to rodzice są dla siebie najważniejszymi partnerami, a ich relacja i więź są fundamentem oraz „zwornikiem”. Ona też jest pierwotna w stosunku do rodzicielstwa, daje podstawę bezpieczeństwa relacji z dzieckiem. Małżonkowie powinni o nią dbać, pielęgnować ją i rozwijać.
Dziecko jest darem, dodanym do ich więzi, aby ubogacić ją i sprawdzić.
Relacja z dzieckiem nie służy temu, aby zastąpić relację z partnerem życiowym. Dziecko w rodzinie jest „przechodniem” danym rodzicom na jakiś czas, na pewien etap w ich życiu – może to być dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat.
Po odejściu dziecka z gniazda rodzinnego, usamodzielnieniu się i osiągnięciu dojrzałości relacje między rodzicami mają trwać nadal. Matka i ojciec muszą wyrazić zgodę na te przemiany. Dziecko rozwijając się, dojrzewając, zmienia się.
Inne są jego możliwości i potrzeby. Relacja z dzieckiem musi wobec tego ulegać w historii rodziny wielokrotnym metamorfozom. Kto tego nie rozumie, naraża się na wielkie frustracje.
Kobiety, które w macierzyństwie podążają drogą do samorealizacji i zgodnie z tym dokonują wyborów życiowych, robią coś bardzo ważnego. Najbardziej opłacalna inwestycja rodzicielska to system dobrych oddziaływań na początku życia dziecka.
Wychowanie do macierzyństwa nie może być mylone z udziałem wyłącznie w takich programach jak „szkoła rodzenia”.
Jest to cały system działań, w którym musi brać udział rodzina, szkoła i Kościół, ale także media, gdyż „klimat” wokół macierzyństwa może sprzyjać lub utrudniać tworzenie prawidłowych poglądów i postaw wobec rodzicielstwa.
Wychowanie do macierzyństwa to nie kurs czy szkolenie, ale całe życie kobiety, niezależnie od tego, czy biologiczne macierzyństwo będzie jej udziałem.
Autor: Ewa Pohorecka – psycholog, dyrektor oświatowej poradni specjalistycznej Ośrodka Wczesnej Pomocy Psychologicznej. Matka czworga dzieci.
Źródło: deon
Foto: istock/PeopleImages/ triocean/ Chris Cross/ SanneBerg/ Anastasiia Stiahailo/ vlada_maestro/ CREATISTA/ g-stockstudio/ Highwaystarz-Photography/ Alessandro Biascioli/ LSOphoto
Bez kategorii
Mamo, czy umiesz jeszcze marzyć? Dzisiaj Dzień Matki!

Tak, jestem mamą. Tak, to słowo kryje w sobie ogrom doświadczeń. Kryje ich tak wiele, że czasem zapominam o tym, że jestem nie tylko matką.
Moja córka przyszła na świat dziesięć lat temu. Zabawne jest to, że czasem trudno jest mi przypomnieć sobie, jak wyglądała codzienność “przed dzieckiem”… tak jakby to było inne życie, inny świat i inny rodzaj problemów.
Wtedy szłam do sklepu i robiłam szybkie studenckie zakupy, dziś – jako mama alergika – znam na pamięć listę składników proszków do prania i potencjalnych alergenów.
Powiększył się tylko zasób moich doświadczeń oraz wiedzy – poznałam też nowe słowa (takie jak w zdaniu: “mamo, słyszę głos padadeszcza”), odkryłam nieznane wcześniej radości, a jednocześnie świat najczarniejszych obaw i przerażających scenariuszy, w których pisaniu stałam się mistrzem, zwłaszcza, gdy budzę się w środku nocy…
Tak, jestem mamą. Tak, to słowo kryje w sobie ogrom doświadczeń. Kryje ich tak wiele, że czasem zapominam o tym, że jestem nie tylko matką. Jestem też po prostu kobietą, fanką Starego Dobrego Małżeństwa, górskich wycieczek i włoskiej kawy. Jestem żoną i przyjaciółką. Jestem córką.
I czasem przychodzą takie chwile, w których konieczna jest podróż do przeszłości, do czasu sprzed narodzin dziecka – nie tylko po to, by poszukać zapomnianych wspomnień, ale po to, by lepiej rozumieć siebie dzisiaj, tu i teraz.
Kim byłaś, zanim zostałaś mamą?
Pamiętasz jeszcze te czasy? Tak, wiem, niekiedy trudno jest to sobie przypomnieć.
Dawno, dawno temu, w krainie mniej lub bardziej szczęśliwego dzieciństwa, żyła sobie mała dziewczynka. Przebierała się w najróżniejsze marzenia. Przymierzała je jak za duże jeszcze buty, stroiła się w korale i suknie, wzdychała do wybranków serca, jeszcze nieznanych, lecz już wytęsknionych. Budowała swoją przyszłość, pełną światła i szczęścia. Wtedy miała jeszcze na to odwagę. A teraz?
Być może rzeczywistość, w której dzisiaj się znajdujesz jest daleka od tego, co wymarzyłaś sobie w dzieciństwie. Bardzo możliwe jednak, że wciąż mieszka w Tobie ta sama mała dziewczynka z ogromnymi pragnieniami, które w pewnym momencie uznałaś za niemożliwe do zrealizowania albo które pozwoliłaś sobie odebrać.
Czy potrafiłabyś nazwać to, za czym najbardziej tęsknisz? Wrócić do marzeń z dzieciństwa – nie tych o zamku z różowej waty cukrowej, ale tych, by czuć się jak księżniczka, piękna i zasługująca na szacunek? Mająca prawo do wielkich pragnień?
Mogę wszystko
Czasami zapominam o swoich marzeniach. Czasami pozwalam, by inni je we mnie zdusili. Nie dzieje się to zazwyczaj w żaden dramatyczny sposób. Najczęściej skrzydła podcinają słowa – zwyczajne, ale celnie skierowane w to, co najbardziej wrażliwe. Ja sama w różnych sytuacjach mojego życia słyszałam czasem komentarze: „że też Ci się chce” albo „ech, znowu wymyślasz”.
Przez długi czas pozwalałam, by te słowa ściągały mnie w dół. Potem jednak spróbowałam nadać im inne znaczenie. Bo przecież „wymyślanie” oznacza nic innego niż kreatywność.
Tak naprawdę, zamiast kolejny swój pomysł torpedować zasłyszanym od innych: „eee tam, wymyślam”, mogę powiedzieć do siebie: „Jestem pełna nowych pomysłów. Jestem kreatywna i przedsiębiorcza – umiem skutecznie działać”.
Chyba nie muszę mówić, który z tych komunikatów działa bardziej pozytywnie. I nie, to wcale nie jest zaklinanie rzeczywistości. To opowiadanie jej własnymi słowami, z szacunkiem dla siebie i swojego potencjału.
Powiedz to inaczej
Może też spróbujesz? Pomyśl o słowach, które podcinają Ci skrzydła. Może słyszysz je od najbliższych, a może sama mówisz do siebie w taki sposób, z przyzwyczajenia. Czym możesz je zastąpić?
Zamiast “nie przesadzaj, znowu dramatyzujesz” możesz przecież powiedzieć: “Jestem wrażliwa, przeżywam mocno zarówno to, co trudne, jak i to, co pełne radości.” Słowo „naiwna” możesz zamienić na “szukająca w innych dobra”. Słowo “słaba” na “ludzka”…
I nie chodzi mi wcale o to, by zaprzeczać temu, że mamy wady i słabości. One są w każdej z nas. Nie są jednak jedyną i pełną prawdą o naszym życiu. Zdarza się przecież, że to, co w nas dobre, zostaje uwięzione w klatce zbudowanej nie z naszych przekonań, ale z osądów innych ludzi, ze stereotypów i schematów.
Próba wyjścia poza takie myślenie może być uwalniająca i to nie tylko dla nas.
Bycie mamą nie jest przecież oderwane od tego, kim jesteśmy, z czym się zmagamy i jakie etykietki dajemy sobie przykleić przez innych. Trenując kilkanaście godzin na dobę mówienie do siebie – bo przecież zdarza nam się prowadzić długie wewnętrzne monologi – wpływamy też na to, w jaki sposób mówimy do innych.
Pewnie każda z nas żałowała choć raz tego, co powiedziała w gniewie czy zniecierpliwieniu do dziecka.
Nazywając swoje wewnętrzne bogactwo i piękno po imieniu, możemy uczyć się zauważania tego również u naszych najbliższych.
Możemy uczyć się mówić: “widzę, że jest ci smutno” zamiast: “przestań się mazać” albo zamiast popędzać zamyślone dziecko kolejnymi komunikatami w stylu: “no, pospiesz się!” docenić jego wrażliwość i zapytać o jego wewnętrzny świat. O jego marzenia, pragnienia i wielkie sprawy, które chowa w sercu.
Skarby i ciężary
Jestem matką. Jestem córką. Jak każda z nas, niosę ze sobą bagaż doświadczeń z przeszłości. Są w nim skarby, dzięki którym mogę się rozwijać i budować swoje dorosłe życie. Są też ciężary, które stają się przeszkodą w byciu tym, kim chciałabym być. Nie wybierałam tego. Są takie rzeczy z przeszłości, których nie mogę zmienić. Nie oznacza to jednak, że nie mam wpływu na moją teraźniejszość.
To, w jaki sposób będą ją kształtować, zależy od wielu czynników. Dla mnie, wierzącej mamy, bardzo ważne jest dostrzeganie w niej obecności Boga. Boga, który jest Ojcem, który mnie stworzył, a więc również obdarował tym, co jest mi potrzebne, by żyć pełnią życia i pomagać w tym również moim najbliższym. On się nie pomylił.
Nie zawsze potrafię w to uwierzyć i nie zawsze chcę o tym pamiętać, dlatego wtedy, gdy nie potrafię umiem spojrzeć na siebie z miłością (i mówić do siebie z miłością!), staram się wracać do tego, co słyszę od Niego.
A On mówi mi: „Nie lękaj się, bo jestem z tobą.” (Iz 43, 5). Zapewnia, że nie pozwoli mi się zachwiać i uchroni mnie od zła (Ps 121). A gdy jest mi bardzo trudno, szepcze prosto do serca:
„Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie.”
(Iz 49,15)
Moc dodawania skrzydeł
Nie udało mi się znaleźć prostej recepty na moje problemy. Jak wiele z nas, borykam się czasem z myślami o tym, że jestem „złą mamą”. Widzę doskonale to, co mi nie wychodzi. Widzę jeszcze lepiej to, jaką mamą chciałabym być i jak wiele mi do tego brakuje.
Wierzę jednak, że jestem wciąż w drodze – mogę stawiać na niej kolejne kroki, czasem potykać się, a niekiedy patrzeć z dumą i radością na to, jak wiele już za mną. Świadomość tego, co niosę jako swój życiowy skarb i jako niechciany bagaż może sprawić, że nie będę bezrefleksyjnie powielać schematów, wdrukowanych we mnie przez dotychczasowe doświadczenia.
Mogę wybierać, w jaki sposób mówię do siebie i powoli się tego uczyć. Mogę wybierać, co jest dla mnie ważne i kogo chcę słychać. Mogę zdobyć się na odwagę, by zetrzeć kurz z dawnych marzeń i jeśli trzeba – przepisać je na nowo, tak by odpowiadały aktualnej domowej rzeczywistości, ale by nie traciły swojej mocy.
Mocy dodawania skrzydeł.
Autorka:
Maja Moller – aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością – w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek „Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!” i „Ile lat ma Twoja dusza?”
Źródło: deon.pl
Foto: istock/olesiabilkei/ evgenyatamanenko/ Choreograph/ kieferpix/ kieferpix/ ChayTee/ Vladimir Bolokh
Bez kategorii
Zmęczenie, przemęczenie, macierzyństwo..

„Dziesięć młodych matek zapytano, co robią w czasie wolnym. Osiem nie zrozumiało pytania, dwie zasnęły w czasie odpowiedzi”. Memy o takiej i podobnej treści biją rekordy polubień w internecie. Może to dlatego, że odrobina humoru pozwala oswoić to, co trudne? A może dlatego, że wielu z nas na własnej skórze odczuło, czym jest zmęczenie i brak możliwości odpoczynku?
„Trzy poziomy zmęczenia: zmęczenie, przemęczenie, macierzyństwo”
Moja córka urodziła się, gdy byłam na piątym roku stomatologii. Wcześniej prowadziłam bardzo intensywne życie: studiowałam na dwóch kierunkach i dorabiałam do stypendium udzielaniem korepetycji.
Mam jednak wrażenie, że dopiero po narodzinach dziecka dowiedziałam się jednak, czym jest prawdziwe zmęczenie.
Okazało się, że można spać łącznie cztery godziny na dobę, zajmować się dzieckiem, a potem jeszcze uczyć się do kolokwium czy przygotowywać się do egzaminów dyplomowych. Po jakimś czasie udało mi się zresztą wypracować dobry system – starałam się w miarę możliwości spać wtedy, kiedy dziecko miało drzemkę.
Kiedy jednak nieco ponad dwa lata później na świecie pojawił się mój syn, ten sposób na zmęczenie okazał się niemożliwy do zastosowania. Oprócz niemowlaka miałam pod opieką bardzo ruchliwą i ciekawą świata dwulatkę. Wtedy jeszcze bardziej doceniłam jedno z najważniejszych odkryć ludzkości: kofeinę.
Czy to w takim razie prawda, że im większa rodzina, tym trudniej odpocząć? Albo że trzeba poczekać, aż dzieci skończą osiemnaście lat, by w końcu się wyspać? Zadałam to pytanie znajomym mamom.
Magda napisała: „Moje doświadczenie uczy, że można odpocząć i jednocześnie rozwijać swoją pasję. Ma to swoją cenę – odpoczywam lub robię to, co kocham, gdy dzieci bawią się chwilę same (w każdej chwili muszę być gotowa, by odłożyć swoje sprawy), albo gdy młodsze dziecko śpi, a starsze jest w szkole – nie zajmuję się wtedy kuchnią, praniem, niczym poza sobą. Poza tym zauważyłam, że wyłączony telewizor i nie zaglądanie co chwilę na Facebooka daje masę czasu”.
Z kolei inna mama słusznie zwróciła uwagę na to, że na ogół nasze rodziny składają się z mamy i taty mieszkających pod jednym dachem. Oznacza to, że tata może raz na jakiś czas przejąć obowiązki mamy i zająć się dziećmi, a ona może wtedy znaleźć czas tylko dla siebie i odpocząć.
Pytanie jednak, czy mama w ogóle potrafi odpoczywać?
„Poszłam umyć głowę – umyłam wannę, umywalkę i ściany. Mam ochotę na herbatę, ale boję się wejść do kuchni”
Zdarzyło Wam się kiedyś pomyśleć w ten sposób? „W końcu wolny dzień! Zrobię pranie, poprasuję, poukładam ubrania w dziecięcych szafach i zabiorę się za porządki w kuchni”.
Domowa codzienność jest pełna Bardzo Ważnych Zobowiązań. Dwie ręce to najczęściej zbyt mało, by ogarnąć wszystko, co domaga się naszej uwagi. Kiedy pojawia się więc chwila wolnego czasu, zawsze znajdzie się coś do zrobienia. Przynajmniej do momentu, gdy mama nie padnie ze zmęczenia.
Na początku każdego lotu samolotem, stewardessy podają informacje na temat zasad bezpieczeństwa. Jest wśród nich zalecenie, by w przypadku dekompresji kabiny i nagłego spadku ciśnienia, założyć maskę tlenową najpierw sobie, a dopiero potem dzieciom.
W pierwszym odruchu postąpiłybyśmy pewnie odwrotnie, próbując zadbać o najbliższych. A jednak, jeśli rodzic nie założy najpierw sobie maski tlenowej, może stracić przytomność. Wtedy nie będzie w stanie pomóc ani sobie, ani innym.
Dlaczego o tym piszę? Bo w naszej podróży przez codzienność też zdarzają się turbulencje. Nie są one tak gwałtowne jak w czasie lotu, a jednak zasady bezpieczeństwa mogą być pomocne również w tym przypadku.
Mama musi zadbać o swój odpoczynek, mimo że czasem w głębi serca czuje, że to egoizm (bo trzeba zatroszczyć się o innych) albo lenistwo (bo tyle jest do zrobienia). Jedna zarwana noc nie odbije się pewnie na naszym zdrowiu, ale chroniczne przemęczenie może mieć złe skutki dla naszego organizmu, nie wspominając o tym, w jaki sposób wpływa na nasze samopoczucie.
To, za co czasem obwiniamy się, myśląc o sobie: „jestem złą matką”, to bardzo często po prostu objawy zmęczenia czy niewyspania.
Żeby zatroszczyć się o innych, musimy mieć na to siły. Wygospodarowanie czasu na odpoczynek (psychiczny i fizyczny) to nic innego, jak nałożenie sobie „maski tlenowej”. Masz do tego prawo. Ba! Twoi najbliżsi też mają do tego prawo.
Jeśli trudno Ci pozwolić sobie na zwolnienie tempa i zadbanie o siebie, pomyśl o tym w ten sposób: wypoczęta mama to lepsza mama. Bardziej cierpliwa, uśmiechnięta, lepiej odnajdująca się w codzienności. I szczęśliwsza.
„Mam wrażenie, że macierzyństwo to część eksperymentu, który ma udowodnić, że sen nie jest ważny w życiu”
Czasami jest tak, że nie mamy wpływu na okoliczności zewnętrzne. Być może część z nas samotnie wychowuje dzieci. Ktoś inny ma męża pracującego za granicą albo obowiązki, z których nie jest w stanie zrezygnować. Rozumiem to dobrze. Sama czasem mam wrażenie, że „staję pod ścianą”.
Zdarzało mi się – dosłownie – płakać ze zmęczenia po przyjściu z pracy, gdy siadałam na schodach w domu i patrzyłam na bałagan w domu jak na kolejną część etatu.
Wydaje mi się jednak, że najważniejsze sprawy dzieją się nie wokół nas, ale w naszej głowie. Jeśli damy sobie prawo do bycia zmęczoną, łatwiej będzie nam pogrupować wszystkie Bardzo Ważne Sprawy na pilne, mniej pilne i mogące poczekać do jutra. Jeśli zaakceptujemy to, że odpoczynek nie jest „marnowaniem czasu” i że zadbanie o siebie to nic innego, jak wyraz miłości do nas samych, może się okazać, że nawet w niesprzyjających okolicznościach jesteśmy w stanie dać sobie trochę luzu.
Żeby odpocząć, warto poprosić o pomoc męża, rodzinę, przyjaciółkę. Jeśli to jednak niemożliwe, może uda Ci się któregoś poranka wypić kawę, nie płacąc jednocześnie rachunków przez internet i nie planując zakupów, ale będąc sama ze sobą.
Może wyjdziesz na spacer bez celu, niespiesznym krokiem. Może odpuścisz generalne porządki, wybierając zamiast tego drzemkę. To małe sprawy, małe kroki, ale czasem nawet takie drobiazgi potrafią dać poczucie przestrzeni i wolności.
„Urlop macierzyński to też praca, tylko szefa trzeba nosić na rękach”
Kiedy kilka dni temu szliśmy z dziećmi na plażę, obserwowaliśmy idących przed nami młodych rodziców. Ciągnęli ze sobą spacerówkę, tocząc nierówną walkę z plażowym piaskiem i próbując nie pogubić po drodze torby, torebki, plecaka, namiotu i całej reszty niezbędnego osprzętu.
„Wypoczynek z dzieckiem to oksymoron” – wyszeptał wtedy mój mąż. I jest w tym trochę racji. A jednak co roku większość wakacji spędzamy razem z dziećmi. Lubimy ten czas. Och, oczywiście – wspomnienia z każdej z wypraw są naprawdę barwne.
Nie da się zapomnieć nagłego ataku choroby lokomocyjnej w autobusie pędzącym między Zakopanem a Krakowem. Nic nie wymaże wspomnień z ulewy w górach, która nie zostawiła suchej nitki nawet na ubraniach na przebranie, szczelnie zapakowanych w plecaku. Jak wielu rodziców, mamy również własne wersje planów miast, które zwiedzamy – zawsze sprawdzamy szlak dostępnych toalet.
Ale te rodzinne wyprawy, mimo że niewiele mają wspólnego z bezczynnym leżeniem do góry brzuchem, są czymś, co w niesamowity sposób cementuje naszą rodzinę. Mamy fantastyczne wspomnienia, a trudności, jakie spotykamy, pokazują jeszcze mocniej, że jesteśmy jedną drużyną.
“Dni płyną wolno, ale lata – szybko”
Podobnie jak w czasie wakacji, również w zwyczajnym życiu – zmęczenie to tylko jedna strona medalu. Druga to wspólnie spędzony czas. To rodzina, miłość i duma z siebie, gdy udaje się sprostać kolejnym wyzwaniom. Nie zawsze jesteśmy w stanie to zobaczyć, bo codzienność czasem przytłacza – i to naturalne.
Jeśli tak właśnie się czujesz, spróbuj popatrzeć, co budują Twoje codzienne wysiłki. To właśnie z nich, jak z puzzli, układasz szczęśliwe dzieciństwo pełne niepowtarzalnych chwil. I możesz być z tego dumna.
Autor: Majka Moller – aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością – w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama, współautorka książki „Ile lat ma twoja dusza. Znajdź swoją duchową drogę” i autorka książki „Pogoda Ducha. Pełna uczuć jesteś boska”
Źródło: deon
Foto: istock/ tatyana_tomsickova/ Artfoliophoto/ LightFieldStudios/jacoblund/ Halfpoint/kieferpix
Bez kategorii
Pamiętnik chrześcijańskiej mamy: Życie jest krótkie, kup tę sukienkę

Praca, dom, szkoła. Wywiadówka, zupa, zadanie domowe. Ciasto, odkurzanie, odwiedziny u rodziny. Korepetycje, korki, niespanie. Szalone tempo. Nie wiesz jak zwolnić?
12.223. Dokładnie tyle zachodów słońca widział świat od momentu, kiedy powiększyłam grono tych, którzy po nim stąpają. 12.223 zachody słońca za mną. Ile przede mną? Czy tylko jeden? Czy kolejne 12.000? I czy z moim apetytem na życie nie będzie trochę tak, że ile by ich nie było, będzie mi wciąż za mało?
Dlaczego tak pędzę?
Jestem zapracowaną mamą. Staram się jak mogę godzić pracę zawodową z aktywnym uczestniczeniem w życiu moich dzieci i domowymi obowiązkami. Wplatam w to zaangażowanie w sprawy Kościoła i ewangelizację. Czasu dla siebie – takiego prawdziwego, ze słodkim lenistwem czy odpoczynkiem jest naprawdę niewiele. Nawet na porządny sen zazwyczaj go brakuje.
Mam przez to wrażenie, że życie straszliwie pędzi, że oto kolejny weekend, który minie zbyt szybko, kolejny tydzień, w który wkroczę w biegu, kolejne dni, tygodnie, miesiące.
Może właśnie dlatego pewnego wieczoru, kładąc do snu mojego synka i wyglądając przez okno, poczułam w sercu bolesne ukłucie. Zachód słońca – piękny. Zielone pola, które widzę przez okno, aż po horyzont, na którym rysuje się wieża kościoła i kilka rozrzuconych jak dziecięce klocki domów. Wszystko to skąpane w łagodnym, ciepłym świetle i dopełnione harmonijnym śpiewem ptaków.
Piękno na wyciągnięcie ręki, piękno, które aż prosi, by stać się jego częścią – wsłuchać się w dźwięki wieczoru, przystanąć na chwilę, odetchnąć. Tak wiele razy mi to umknęło. Tak wiele straciłam, pędząc wciąż do swoich spraw…
„Panie Boże” – powiedziałam wtedy – „dlaczego tak musi być? Dlaczego tak pędzę? Dlaczego brakuje takich chwil, kiedy mogłaby po prostu ucieszyć się pięknem, które mnie otacza?…”
Możecie się śmiać, ale usłyszałam wtedy w sercu obietnicę, że to się zmieni. I chociaż w moim rytmie dnia zmieniło się niewiele, mam wrażenie jakby mój Anioł Stróż – lepiej niż niezawodny budzik w moim telefonie – zaczął mi przypominać o tym, by czasem zamiast pod nogi, które pędzą, czy w wypełniony zadaniami terminarz, spojrzeć również w niebo.
Kup tę sukienkę
Możecie się śmiać, ale ja naprawdę od tej pory zaczęłam zauważać zachody słońca. Zaczęłam je kolekcjonować. Nauczyłam się nimi zachwycać i za nie dziękować.
Zaczęłam zauważać piękno, a wraz z nim – cieszyć się drobiazgami.
Okazało się, że plan dnia nie zawali się, gdy w jego trakcie wygospodaruję dziesięć minut na to, by usiąść na świeżym powietrzu, pogapić się w niebo i spokojnie wypić kawę. I podziękować! Okazało się, że spora lista obowiązków i zadań do wykonania wydaje się mniej straszna, gdy zadbam o to, aby nie traktować życia jedynie jak arkusz w Excelu, w którym muszę odhaczyć to, co udało mi się zrobić.
Gdy znajdę też czas, by się nim – życiem, moim niepowtarzalnym życiem! – ucieszyć.
Dzisiaj czeka mnie 12.224 zachód słońca w moim życiu. Nie wiem, ile ich jeszcze przede mną. I choć wierzę mocno, że kiedyś będę je oglądać z innej, bo niebiańskiej perspektywy, tym dzisiejszym zamierzam się ucieszyć tak, jakby był jedynym i niepowtarzalnym, bo w sumie – naprawdę taki jest.
Zamierzam smakować go i delektować się nim bez pośpiechu – nawet jeśli zastanie mnie w pracy, w czasie jazdy samochodem czy przy składaniu prania. Bo tylko ode mnie zależy, czy dam się przytłoczyć obowiązkom, których zawsze jest i będzie za dużo, czy też nauczę się cieszyć drobiazgami pomimo tego, że życie nie wygląda idealnie.
Bo na życie – nawet nieidealne – mam ogromny apetyt.
I uśmiecham się do myśli takich, jak ta wyczytana ostatnio: „Życie jest krótkie. Kup tę sukienkę”. I chociaż nie można na takim myśleniu zbudować całego swojego podejścia do rzeczywistości, warto nauczyć się myśleć podobnie.
Pozwalać sobie czasem na odrobinę luzu i szaleństwa. Patrzeć i dostrzegać piękno. Doceniać i dziękować, przy każdej okazji próbując ćwiczyć się w radości i wdzięczności.
I cieszyć się – po prostu.
Autorka: Maja Moller
Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością – w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek „Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!” i „Ile lat ma Twoja dusza?”
Źródło: deon.pl
Foto: istock/Clovera/ nicoletaionescu/ kieferpix/ PeopleImages
-
News Chicago6 dni temu
Czas na piknik! W Chicago jest mnóstwo idealnych miejsc na posiłek wśród natury
-
News Chicago4 dni temu
Piknik w Chicago? Czemu nie. Zobacz idealne miejsca by cieszyć się bujną przyrodą
-
News Chicago4 tygodnie temu
4 czerwca Ojcowie Salwatorianie zapraszają do Merrillville polskich kierowców ciężarówek
-
News Chicago2 tygodnie temu
Chwyć za wiosło i ruszaj na spływ rzeką Chicago z Urban Kayaks. Bądź aktywny w mieście
-
GOŚCIE BUDZIK MORNING SHOW6 dni temu
Viola Brzezińska zaśpiewa w Chicago. To idealna okazja by uczcić polski Dzień Matki
-
News Chicago3 tygodnie temu
Dzisiaj Msza Św. za naszą Ojczyznę w Kościele Św. Trójcy w Chicago o 10.00AM
-
News Chicago2 tygodnie temu
Wspaniały Tall Ship Windy jest już na Navy Pier, więc ruszajcie w rejsy pod żaglami
-
News Chicago2 tygodnie temu
Młody Polak zginął jadąc motocyklem. Poszukiwany jest sprawca wypadku