Połącz się z nami

Bez kategorii

Mamo, czy umiesz jeszcze marzyć? Dzisiaj Dzień Matki!

Opublikowano

dnia

Tak, jestem mamą. Tak, to słowo kryje w sobie ogrom doświadczeń. Kryje ich tak wiele, że czasem zapominam o tym, że jestem nie tylko matką.

Moja córka przyszła na świat dziesięć lat temu. Zabawne jest to, że czasem trudno jest mi przypomnieć sobie, jak wyglądała codzienność “przed dzieckiem”… tak jakby to było inne życie, inny świat i inny rodzaj problemów.

Wtedy szłam do sklepu i robiłam szybkie studenckie zakupy, dziś – jako mama alergika – znam na pamięć listę składników proszków do prania i potencjalnych alergenów.

Powiększył się tylko zasób moich doświadczeń oraz wiedzy – poznałam też nowe słowa (takie jak w zdaniu: “mamo, słyszę głos padadeszcza”), odkryłam nieznane wcześniej radości, a jednocześnie świat najczarniejszych obaw i przerażających scenariuszy, w których pisaniu stałam się mistrzem, zwłaszcza, gdy budzę się w środku nocy…

Tak, jestem mamą. Tak, to słowo kryje w sobie ogrom doświadczeń. Kryje ich tak wiele, że czasem zapominam o tym, że jestem nie tylko matką. Jestem też po prostu kobietą, fanką Starego Dobrego Małżeństwa, górskich wycieczek i włoskiej kawy. Jestem żoną i przyjaciółką. Jestem córką.

I czasem przychodzą takie chwile, w których konieczna jest podróż do przeszłości, do czasu sprzed narodzin dziecka – nie tylko po to, by poszukać zapomnianych wspomnień, ale po to, by lepiej rozumieć siebie dzisiaj, tu i teraz.

Kim byłaś, zanim zostałaś mamą?

Pamiętasz jeszcze te czasy? Tak, wiem, niekiedy trudno jest to sobie przypomnieć.

Dawno, dawno temu, w krainie mniej lub bardziej szczęśliwego dzieciństwa, żyła sobie mała dziewczynka. Przebierała się w najróżniejsze marzenia. Przymierzała je jak za duże jeszcze buty, stroiła się w korale i suknie, wzdychała do wybranków serca, jeszcze nieznanych, lecz już wytęsknionych. Budowała swoją przyszłość, pełną światła i szczęścia. Wtedy miała jeszcze na to odwagę. A teraz?

Być może rzeczywistość, w której dzisiaj się znajdujesz jest daleka od tego, co wymarzyłaś sobie w dzieciństwie. Bardzo możliwe jednak, że wciąż mieszka w Tobie ta sama mała dziewczynka z ogromnymi pragnieniami, które w pewnym momencie uznałaś za niemożliwe do zrealizowania albo które pozwoliłaś sobie odebrać.

Czy potrafiłabyś nazwać to, za czym najbardziej tęsknisz? Wrócić do marzeń z dzieciństwa – nie tych o zamku z różowej waty cukrowej, ale tych, by czuć się jak księżniczka, piękna i zasługująca na szacunek? Mająca prawo do wielkich pragnień?

Mogę wszystko

Czasami zapominam o swoich marzeniach. Czasami pozwalam, by inni je we mnie zdusili. Nie dzieje się to zazwyczaj w żaden dramatyczny sposób. Najczęściej skrzydła podcinają słowa – zwyczajne, ale celnie skierowane w to, co najbardziej wrażliwe. Ja sama w różnych sytuacjach mojego życia słyszałam czasem komentarze: „że też Ci się chce” albo „ech, znowu wymyślasz”.

Przez długi czas pozwalałam, by te słowa ściągały mnie w dół. Potem jednak spróbowałam nadać im inne znaczenie. Bo przecież „wymyślanie” oznacza nic innego niż kreatywność.

Tak naprawdę, zamiast kolejny swój pomysł torpedować zasłyszanym od innych: „eee tam, wymyślam”, mogę powiedzieć do siebie: „Jestem pełna nowych pomysłów. Jestem kreatywna i przedsiębiorcza – umiem skutecznie działać”.

Chyba nie muszę mówić, który z tych komunikatów działa bardziej pozytywnie. I nie, to wcale nie jest zaklinanie rzeczywistości. To opowiadanie jej własnymi słowami, z szacunkiem dla siebie i swojego potencjału.

Powiedz to inaczej

Może też spróbujesz? Pomyśl o słowach, które podcinają Ci skrzydła. Może słyszysz je od najbliższych, a może sama mówisz do siebie w taki sposób, z przyzwyczajenia. Czym możesz je zastąpić?

Zamiast “nie przesadzaj, znowu dramatyzujesz” możesz przecież powiedzieć: “Jestem wrażliwa, przeżywam mocno zarówno to, co trudne, jak i to, co pełne radości.” Słowo „naiwna” możesz zamienić na “szukająca w innych dobra”. Słowo “słaba” na “ludzka”…

I nie chodzi mi wcale o to, by zaprzeczać temu, że mamy wady i słabości. One są w każdej z nas. Nie są jednak jedyną i pełną prawdą o naszym życiu. Zdarza się przecież, że to, co w nas dobre, zostaje uwięzione w klatce zbudowanej nie z naszych przekonań, ale z osądów innych ludzi, ze stereotypów i schematów.

Próba wyjścia poza takie myślenie może być uwalniająca i to nie tylko dla nas.

Bycie mamą nie jest przecież oderwane od tego, kim jesteśmy, z czym się zmagamy i jakie etykietki dajemy sobie przykleić przez innych. Trenując kilkanaście godzin na dobę mówienie do siebie – bo przecież zdarza nam się prowadzić długie wewnętrzne monologi – wpływamy też na to, w jaki sposób mówimy do innych.

Pewnie każda z nas żałowała choć raz tego, co powiedziała w gniewie czy zniecierpliwieniu do dziecka.

Nazywając swoje wewnętrzne bogactwo i piękno po imieniu, możemy uczyć się zauważania tego również u naszych najbliższych.

Możemy uczyć się mówić: “widzę, że jest ci smutno” zamiast: “przestań się mazać” albo zamiast popędzać zamyślone dziecko kolejnymi komunikatami w stylu: “no, pospiesz się!” docenić jego wrażliwość i zapytać o jego wewnętrzny świat. O jego marzenia, pragnienia i wielkie sprawy, które chowa w sercu.

Skarby i ciężary

Jestem matką. Jestem córką. Jak każda z nas, niosę ze sobą bagaż doświadczeń z przeszłości. Są w nim skarby, dzięki którym mogę się rozwijać i budować swoje dorosłe życie. Są też ciężary, które stają się przeszkodą w byciu tym, kim chciałabym być. Nie wybierałam tego. Są takie rzeczy z przeszłości, których nie mogę zmienić. Nie oznacza to jednak, że nie mam wpływu na moją teraźniejszość.

To, w jaki sposób będą ją kształtować, zależy od wielu czynników. Dla mnie, wierzącej mamy, bardzo ważne jest dostrzeganie w niej obecności Boga. Boga, który jest Ojcem, który mnie stworzył, a więc również obdarował tym, co jest mi potrzebne, by żyć pełnią życia i pomagać w tym również moim najbliższym. On się nie pomylił.

Nie zawsze potrafię w to uwierzyć i nie zawsze chcę o tym pamiętać, dlatego wtedy, gdy nie potrafię umiem spojrzeć na siebie z miłością (i mówić do siebie z miłością!), staram się wracać do tego, co słyszę od Niego.

A On mówi mi: „Nie lękaj się, bo jestem z tobą.” (Iz 43, 5). Zapewnia, że nie pozwoli mi się zachwiać i uchroni mnie od zła (Ps 121). A gdy jest mi bardzo trudno, szepcze prosto do serca:

„Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie.”
(Iz 49,15)

Moc dodawania skrzydeł

Nie udało mi się znaleźć prostej recepty na moje problemy. Jak wiele z nas, borykam się czasem z myślami o tym, że jestem „złą mamą”. Widzę doskonale to, co mi nie wychodzi. Widzę jeszcze lepiej to, jaką mamą chciałabym być i jak wiele mi do tego brakuje.

Wierzę jednak, że jestem wciąż w drodze – mogę stawiać na niej kolejne kroki, czasem potykać się, a niekiedy patrzeć z dumą i radością na to, jak wiele już za mną. Świadomość tego, co niosę jako swój życiowy skarb i jako niechciany bagaż może sprawić, że nie będę bezrefleksyjnie powielać schematów, wdrukowanych we mnie przez dotychczasowe doświadczenia.

Mogę wybierać, w jaki sposób mówię do siebie i powoli się tego uczyć. Mogę wybierać, co jest dla mnie ważne i kogo chcę słychać. Mogę zdobyć się na odwagę, by zetrzeć kurz z dawnych marzeń i jeśli trzeba – przepisać je na nowo, tak by odpowiadały aktualnej domowej rzeczywistości, ale by nie traciły swojej mocy.

Mocy dodawania skrzydeł.

Autorka:

Maja Moller – aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością – w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek „Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!” i „Ile lat ma Twoja dusza?”

 

Źródło: deon.pl
Foto: istock/olesiabilkei/ evgenyatamanenko/ Choreograph/ kieferpix/ kieferpix/ ChayTee/ Vladimir Bolokh

Bez kategorii

Ojcostwo do sześcianu

Opublikowano

dnia

Autor:

Być tatą – i to więcej niż trójki dzieci – jest zapewne niełatwo. Mieć pod swoją pieczą dzieci dziewięcioro, to wyzwanie nie lada. Mężczyzn, którzy oprócz pracy zawodowej z potrzeby serca decydują się na duże rodziny, jest więcej niż myślimy. „Niedzieli Młodych” udało się porozmawiać z jednym z nich – lekarzem psychiatrą Marcinem Sztuką i jego rodziną.

Duma, radość, poczucie spełnienia, a jednocześnie pragnienie, by być bardziej dla dzieci, żony, oraz troska o byt rodziny – to codzienne odczucia ojca. Marcin również tego doświadcza. To, co ma w sercu odnośnie swojej rodziny, swoich dzieci, mieści się w jednym prostym określeniu – fascynacja życiem.

Wielodzietność rodziny, którą założył z żoną Olą, jest dla nich świadomym wyborem. Nie ukrywa, że bywa trudno: bo za małe mieszkanie (cóż znaczy 90 m2 dla 11 osób pod jednym dachem!), bo konflikty przy takiej wielości rodzeństwa zdarzają się częściej niż w rodzinach przeciętnej wielkości, bo czasu wspólnego małżonków jest jak na lekarstwo – ciągle swoje sprawy przedkładają znani i lubiani interesanci.

Mimo to doświadczenie bycia ojcem i wspierania dzieci w rozwoju jest dla niego bardzo ważne. Cieszy go każdy mały i całkiem już duży człowiek w jego domu.

Właściwe proporcje

Jego ojcostwo nieustannie ewoluuje. W ciągu lat zadawał sobie pytania o różne sprawy i szukał na nie odpowiedzi. Pierwsze z tych pytań dotyczyło tego, co w życiu jest najważniejsze. W różnych fazach życia padały różne odpowiedzi.

Najpierw myślał, że najważniejsza jest obecność w domu, spędzanie z dziećmi maksymalnej ilości czasu. Jednak stało się to bardzo trudne do wprowadzenia przede wszystkim ze względów ekonomicznych.

W tej chwili pracuje w kilku miejscach i mimo że bez wątpienia przeszkadza mu to, pociesza się myślą, że uposażył swoją obecnością najstarsze dzieci na tyle, że mogą przekazywać pałeczkę dalej – swojemu młodszemu rodzeństwu i wspierają tych, dla których ma już mniej czasu.

Bardzo sobie ceni to, że swoją pracę zamyka w obrębie doby: że nie ma dyżurów, że śpi w domu i jest wieczorami, kiedy może dzieci przytulić, pobłogosławić i zamienić z nimi chociaż kilka słów.

Niezwykle ważne wydaje mu się, by nie mnożyć pieniędzy ponad wartość, która jest bezwzględnie potrzebna. Uważa, że przekraczanie tej granicy zawsze odbywa się kosztem czasu, który jest zarezerwowany dla rodziny.

Wielowątkowa misja

Pasjonat Życia to określenie, które dobrze pasuje zarówno do niego jak i do jego żony. Fakt, że nie można przyjmować rzeczywistości jednotorowo jest prawdą podstawową, którą powinni przyjąć wszyscy ojcowie. To właśnie wielowątkowość życia niesie za sobą konieczność równoczesnego dbania o każdy z jego obszarów.

Ostatnio np. czuje, że za mało czasu spędza ze swoją żoną. Stara się to zmienić i cieszy go każda sugestia z jej strony. Ojcostwo jest dla niego przygodą. Ma możliwość obcowania z osobami, które zostały mu dane od samego początku. Jest to swego rodzaju misja życiowa, która – choć jest wyzwaniem, daje ogromną satysfakcję.

To prawda, że codzienność wypełniona jest wieloma problemami, z którymi jako ojciec musi się zmierzyć. Jednak w jego odczuciu te problemy dotyczą przede wszystkim spraw zewnętrznych.

Według Marcina i Oli nie liczba dzieci jest tak naprawdę podstawową trudnością, ale np. to, że mieszkają w centrum miasta, gdzie nie ma ogródka, w którym młodsze dzieci mogłyby spędzać czas z ogromną korzyścią dla siebie. Przeszkodą są sprawy zewnętrzne, a nie sam człowiek.

Marcin bardzo ceni żonę, która jest bez wątpienia inicjatorką i organizatorką życia rodzinnego, za poszukiwanie takich rozwiązań, które czynią to wszystko łatwiejszym, bo jego zdaniem w każdej dziedzinie, która dotyczy dzieci, można wiele wygrać (np. jego żona – również lekarz, większość dzieci urodziła w domu, czworo z ich dzieci ma za sobą doświadczenie niezwykle rozwijającego czasu edukacji domowej).

Razem z żoną odkryli, że rozwiązaniem problemów nie jest brak dzieci, ale takie zorganizowanie życia razem z nimi, by było ono satysfakcjonujące dla każdego.

Pomysł na życie

Jako przedstawiciel męskiej części społeczeństwa intuicyjnie czuje, że dzieci są czymś nieporównywalnie większym niż kariera zawodowa. Zdaje sobie sprawę, że ma trochę łatwiej, bo słyszy wypowiedzi mężczyzn, którzy bilansują swoje życie i mówią, co było rozczarowaniem, frustracją, a co było wartością nieprzemijającą. Ma możliwość wiele czerpać z ich odkryć i doświadczeń.

To czym chciałby się podzielić absolutnie ze wszystkimi, to pomysł na mnożenie dobra w świecie.

Dla Marcina i Oli Sztuków jest to dzielenie się życiem, pozytywnymi wartościami, tworzenie dobrych relacji w zespole, jakim jest rodzina i w ten sposób oddziaływanie na otoczenie.

Czy im się to udaje? Muszą ocenić już ci, którzy mieli okazję rzeczywistego spotkania z ich rodziną. Jedno jest pewne, nikt nie mija ich obojętnie, a wielu te spotkania inspirują. Zdaniem Marcina, wielodzietność to po prostu pewien wariant rzeczywistości, z którym można się skonfrontować, czy w jakimś stopniu komuś by to też nie odpowiadało.

Jako psychiatra wie, że wiele wewnętrznych blokad związanych z wielodzietnością, choć wydają się obiektywne, tak naprawdę nie wychodzą poza obszar umysłowy. Sensowna refleksja nad tym problemem może spowodować zmianę w myśleniu i otwarcie się na tego typu doświadczenia.

 

Źródło: deon.pl
Foto: YouTube, istock/Liderina/ SerrNovik/shironosov/ SbytovaMN
Czytaj dalej

Bez kategorii

Dzień Dziecka: słowa wypowiedziane z miłością to najlepszy prezent

Opublikowano

dnia

Autor:

Rodzicom coraz trudniej wymyślać prezenty dla swoich dzieci z okazji ich święta. Pojawia się pytanie – naprawdę świętujemy Dzień Dziecka, czy tylko zwyczajowo kupujemy dzieciom prezenty? W Polsce Dzień Dziecka zawsze 1 czerwca.

Świętowanie wiąże się z docenianiem, czyli zauważeniem wartości, znaczenia, pozytywnego wpływu. Dziecko jak mało kto potrzebuje być widziane w tym, kim jest i jakie jest. Bardzo potrzebuje słyszeć, że jest ważne, że to co robi, ma wartość i że to kim jest, ma znaczenie dla rodziców, którzy są dla niego gwarantem bezpieczeństwa.

Dzień Dziecka to wspaniała okazja do refleksji nad tym, jak słowami – jako rodzice – nadajemy naszemu dziecku wartość. Jak to, co od nas słyszy, wpływa na to, co o sobie myśli. Kolejny materialny prezent – podobnie jak poprzednie – straci na wartości, może się popsuje, albo zwyczajnie przestanie być potrzebny.

Słowa wypowiadane z miłością i czułością pozostaną z dzieckiem na zawsze.

Każde dziecko potrzebuje czułości i delikatności, potrzebuje wzrastać w atmosferze i komunikacji opartej na wdzięczności. Potrzebuje doświadczać pozytywnych chwil w relacji z sobą i z rodzicem.

Nie można nikogo zepsuć czułością i delikatnością – one dają poczucie bezpieczeństwa, a to zakorzenia w dziecku przekonanie, że rodzic jest po jego stronie. Kiedy ma się za plecami dorosłego, który kocha – można być zdobywcą świata!

Jak to jest w twojej relacji z dzieckiem? Ile słyszy słów, które dają mu poczucie bycia wartościowym i wartym szacunku i miłości? Ile słyszy komunikatów, które powodują, że zaczyna źle o sobie myśleć?

Badania pokazują, że „dobrze zaczynamy się czuć wówczas, gdy liczba pozytywnych chwil co najmniej trzykrotnie przekracza liczbę chwil negatywnych”. Te dobre chwile naprawdę się dzieją i jest ich bardzo dużo w ciągu dnia. Dlatego tak ważne jest, by świadomie zauważać i pielęgnować dobre momenty w życiu i relacjach.

„Heath wykazał, że gdy nasze ośrodki przyjemności uruchamiają się, pobliskim ośrodkom bólu i niechęci trudniej jest się uruchomić. Uwielbiamy być zakochani nie tylko dlatego, że łatwiej jest nam być szczęśliwymi, ale również dlatego, że trudniej jest nam być nieszczęśliwymi”.

Ludzie szczęśliwi to ludzie, którzy po prostu zauważają to, co jest dobre wokół nich. Można to zobaczyć na przykładzie zakochania, kiedy to uruchomione są ośrodki przyjemności i wszystko, czego doświadczamy, sprawia nam przyjemność.

Człowiek zakochany patrzy na wszystko wokół optymistycznie – jest to związane z dopaminą, która uruchamia w naszym mózgu układ związany z przyjemnością oczekiwania na coś, czego pragniemy.

Zakochany ma coraz więcej nadziei na to, że wydarzy się coś, co sprawi mu przyjemność, jest też bardziej wrażliwy, inspiruje go więcej rzeczy – drzewa, kwiaty – a najmniejszy życzliwy gest w jego kierunku może sprawić, że zachwyci się całym światem.

Prawdopodobnie każdy z nas doświadczył tego stanu przynajmniej raz w życiu, ale też zakładamy, że był on obecny w naszym rodzicielstwie na samym początku – kiedy dostrzegaliśmy pierwszy uśmiech naszego dziecka, pierwsze słowo, pierwszy gest w naszym kierunku.

Osobiście ciągle mam w pamięci wzruszenie, kiedy moja córka świadomie objęła mnie rączkami i przytuliła. Do tej pory – mimo, że jest już dorosła – ten gest ciągle mnie rozczula i powoduje pozytywne emocje w całym ciele.

Może warto wrócić do tych momentów zakochania w naszych dzieciach i ich istnieniu, a może warto to zakochanie na nowo w sobie wzbudzić.

Liv Larsson napisał: „Nie istnieją właściwie żadne zewnętrzne przesłanki, które same z siebie mogłyby napawać nas radością i skłaniać do celebrowania chwili. To, czy poczujemy wdzięczność czy nie, zależy od tego, na czym postanowimy się skupić. Jeśli uświadomimy sobie, że w kwestii nastawienia do tego, co się wokół nas dzieje, mamy wolny wybór, możemy jej doświadczyć”.

Miłość jest potężnym katalizatorem plastycznej zmiany w naszych mózgach. Możemy więc stymulować w nich dopaminę, a „miłość stworzy hojny stan umysłu”.

To, czym możesz dzisiaj obdarować swoje dziecko, to ponowne spojrzenie na nie z miłością – odkrycie i nazwanie tego, co w nim dobre, by miało pewność, że jest ważne.

Jakimi słowami obdarujesz dzisiaj swoje dziecko? Może powiedzieć mu na przykład:

  • „Lubię spędzać z tobą czas”.
  • „Jestem wdzięczny za to, kim jesteś”.
  • „Liczę się z twoim zdaniem”.
  • „Jesteś jest dla mnie ważny”.
  • „Chętnie posłucham o tym, w co grasz”.
  • „Uwielbiam z tobą rozmawiać”.
  • „Cieszy mnie to, że jesteś”.
  • „Jestem po twojej stronie”.
  • „Zasługujesz na miłość i szacunek”.
  • „Jestem dumny z tego, że jesteś moim dzieckiem”.

 

Autorka: dr Agnieszka Kozak
Psychoterapeuta, praktyk NVC, wykładowca akademicki. W swojej pracy z ludźmi łączy elementy ciała, emocji, psychiki i duchowości, gdyż wierzy, że człowiek jest jednością psychofizyczną i ważne dla dobrostanu jest, by wszystkie te obszary funkcjonowały prawidłowo.

Źródło: deon
Foto: istock/PeopleImages/ nortonrsx/ Inside Creative House/ Diego Cerro Jimenez/
Czytaj dalej

Bez kategorii

Tato zostań moim sparingpartnerem

Opublikowano

dnia

Autor:

Synowie potrzebują całkiem realnego siłowania się z własnymi ojcami. Przygotowując się do zaznaczenia swojej obecności w świecie, chłopiec musi ocenić własne możliwości, porównując się z mężczyzną, który zawsze będzie dla niego wzorem męża, ojca, opiekuna i żywiciela. Twój syn patrzy na ciebie.

W siłowaniu się z synem nie chodzi o złamanie jego ducha, złośliwe przepychanki, niesprawiedliwe wykorzystywanie ojcowskiej przewagi ani podeptanie jego męskiej dumy. Jeśli do tego zmierzasz, szybko się wycofaj. Twoim zadaniem jest bycie dobrym partnerem sparingowym – w przenośni, a może i dosłownie.

Bokser, przygotowując się do kolejnej walki, godzinami ćwiczy z partnerem sparingowym. Celem treningu nie jest wyrządzenie sobie nawzajem krzywdy, ale doskonalenie umiejętności, osiągnięcie jak najlepszej formy i rozpracowanie strategii przeciwnika, żeby osiągnąć zwycięstwo.

Może twój syn musi popracować nad prostym, hakiem albo sierpowym? A co z pracą nóg i blokadą? Czy potrafi znokautować przeciwnika?

Żeby nie przeholować z przenośniami, dodajmy tylko, że praktyka czyni mistrza. Ponieważ tak bardzo zależy ci na synu, jesteś doskonałym punktem odniesienia, względem którego może on określić swoje mocne i słabe strony, ścierając się z tobą w bezpiecznym otoczeniu.

Na ringu partner sparingowy walczy czasem na pół albo na trzy czwarte gwizdka, żeby umożliwić zawodnikowi pracę nad strategicznymi elementami walki. Obaj zakładają przy tym porządne ochraniacze. Obaj ćwiczą, nie ponosząc ryzyka.

W ten sam sposób ojciec może rzucać fizyczne albo intelektualne wyzwania synowi, a współzawodnictwo może wam obu przysporzyć mądrości i doświadczenia. Na wczesnym etapie tata może spodziewać się zwycięstwa. Z biegiem lat jednak powinien dążyć do tego, by coraz częściej wygrywał syn.

Czy ojciec powinien starać się mniej, by pozwolić zwyciężać synowi? Moja rada brzmi: nie.

Chłopak od razu pozna, że nie dajesz z siebie wszystkiego. A kiedy wreszcie naprawdę pokona ojca, nie będzie pewien zwycięstwa, obawiając się, że znów dostał fory. I cała rzecz straci znaczenie. Z drugiej jednak strony, czy ojciec może tak manipulować okolicznościami, by młody wojownik wcześnie zakosztował zwycięstwa? Z pewnością.

Bądź przebiegły. Bądź mądry. A przegraną przyjmij z pokorą i wdziękiem.

Przykłady? Powiedzmy, że grasz z synem w koszykówkę. Twój wchodzący w nastoletniość syn daje z siebie wszystko i niewiele mu brakuje do zwycięstwa. Przy kilku kolejnych wyskokach do kosza zbierz wszystkie siły i umiejętności, by piłka odbiła się od obręczy i wpadła w wyciągnięte ręce syna.

Potem uściśnij mu rękę i ciesz się jego wygraną, pozwalając sobie może na odrobinę żartobliwych komplementów. Ale postaraj się wygrać kilka następnych meczy. Nie chcesz przecież, żeby twój syn stał się pyszałkiem.

Wybierz jedną dowolną konkurencję i nad nią pracujcie. Szybko okaże się, że syn bije cię na głowę. A wtedy, jako jego partner sparingowy, będziesz mógł nawet przypisać sobie drobną część zasługi. Poza tym, za każdym razem, gdy syn pokona jednego z rówieśników, twoja porażka będzie stawała się coraz słodsza.

Na razie nie miej oporów przed zwyciężaniem w ping-ponga i scrabble. Twojemu synowi wyjdzie na dobre, jeśli jego ojciec złowi więcej ryb, strzeli więcej bramek albo ustawi wyższy domek z kart. Jak długo możesz go prześcignąć, rób to.

Postawi to przed twoim synem cel, który chciałby osiągnąć, i powód, by zapraszać cię do zabawy. Tylko nie zapomnij cieszyć się i świętować, gdy wreszcie cię wyprzedzi.

A tak przy okazji, nic z tego, co powiedziałem, nie odnosi się do gier komputerowych. Nie pokonasz go ani razu. Chyba, że ci na to pozwoli.

WEŹ SOBIE DO SERCA

Bądź takim zawodnikiem, jakim chciałbyś, żeby stał się twój syn. Wytrwałym. Pełnym zapału. Uczciwym. Pokornym. Odważnym. Nie stroniącym od ćwiczeń. Chętnym do nauki. Pochwal jego udany bekhend. Wiwatuj, kiedy wyjdzie mu gambit. Może właśnie znalazłeś godnego przeciwnika, z którym będziesz grywał co tydzień przez kolejne 40 lat.

 

Źródło: tato.net
Foto: istock/LightFieldStudios/ monkeybusinessimages/ SeventyFour/ Prostock-Studio
Czytaj dalej
Reklama

Facebook Florida

Facebook Chicago

Kalendarz 2021

maj 2023
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  

Popularne w tym miesiącu