Połącz się z nami

News USA

Planned Parenthood sprzedaje abortowane płody i ich części

Opublikowano

dnia

We wtorek kilku członków Izby Republikańskiej było gospodarzami panelu dyskusyjnego, podczas którego mówiono o strasznym procederze pobierania narządów od abortowanych dzieci i handlu nimi. Ojciec Paweł Kosiński SJ wzywa by stanowczo się domagać aby Kongres zajął się tą sprawą.

Prezentacja, prowadzona przez Kongresmenkę Marjorie Taylor Greene z Georgii, obejmowała zeznania Davida Daleidena, założyciela grupy śledczej Center for Medical Progress, i Terrisy Bukovinac, założycielki Postępowego Powstania Antyaborcyjnego (PAUU).

Zeznali oni, że Planned Parenthood i inne kliniki aborcyjne w całym kraju sprzedają narządy i części ciała abortowanych dzieci na lukratywnym czarnym rynku biomateriałów.

Daleiden, który opublikował kilka tajnych filmów przedstawiających pracowników Planned Parenthood omawiających sprzedaż części ciał, wezwał Izbę do wszczęcia formalnego śledztwa w sprawie udziału branży aborcyjnej w pobieraniu narządów, twierdząc, że rząd i siły medialne próbują uciszyć tą sprawę.

Sprzedaż części ciała dziecka na czarnym rynku

Kongresmenka Marjorie Taylor Greene zwróciła uwagę, że branża aborcyjna działa praktycznie bez federalnego lub niezależnego nadzoru, co umożliwia jej prowadzenie nielegalnej działalności.

David Daleiden twierdzi, że jego tajne badania wykazały istnienie sieci firm współpracujących z Planned Parenthood i innymi dostawcami usług aborcyjnych w celu pozyskiwania części ciała dziecka do eksperymentów i innych celów.

Jeden z tajnych filmów przez niego pokazany przedstawiał dyrektorkę Planned Parenthood w stanie Waszyngton, która prognozowała, że jej organizacja zarobi 250 000 dolarów na sprzedaży części dzieci pojedynczej firmie biotechnologicznej o nazwie StemExpress (obecnie CGT Global).

Daleiden opisał także współpracę Planned Parenthood z Uniwersytetem Kalifornijskim i Uniwersytetem w Pittsburghu, w ramach której podmiot przeprowadzający aborcję otrzymuje pieniądze w zamian za dostarczenie części ciała dziecka.

Jeden z eksperymentów odkrytych przez Daleidena w 2020 roku ujawnił, że Uniwersytet w Pittsburghu wszczepiał szczurom laboratoryjnym głowy abortowanych dzieci, umożliwiając gryzoniom hodowanie ludzkich włosów.

David Daleiden twierdzi, że eksperyment ten został sfinansowany z federalnych dotacji z Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH), który jest finansowany przez podatników. Według danych zebranych przez Instytut Charlotte Lozier NIH wydaje średnio 108 milionów dolarów rocznie na eksperymenty na płodach.

Zarzuty dotyczące zaangażowania Kamali Harris

David Daleiden zarzucił także, że wiceprezydent Kamala Harris była zamieszana w „tuszowanie” programu pobierania narządów stosowanego przez przemysł aborcyjny, wskazując na jej działania jako Prokurator Generalnej Kalifornii.

Po opublikowaniu przez Center for Medical Progress filmów wideo ujawniających kadrę kierowniczą Planned Parenthood, Harris zarządziła nalot na mieszkanie Daleidena w celu przejęcia „setek godzin niepublikowanych tajnych materiałów” – powiedział.

Pod rządami Kamali Harris jako Prokurator Generalnej,  kalifornijski wymiar sprawiedliwości postawił Daleidena w stan oskarżenia, wydał nakaz powstrzymania go od ujawnienia reszty materiału filmowego i ostatecznie nałożył na jego grupę grzywnę w wysokości 25 milionów dolarów.

Sąd federalny w Kalifornii uznał, że tajna praca grupy Daleidena naruszała przepisy stanowe i federalne.

„Branża aborcyjna, na czele której stoi Planned Parenthood, jest potężną [grupą] specjalnego interesu w naszym kraju; walczą o uciszenie doniesień na temat ich czarnego rynku pozyskiwania abortowanych dzieci, a ciągłe tuszowanie trafia na najwyższe szczeble naszego rządu” – powiedział Daleiden.

„D.C. Five” i ustawa FACE

Podczas wtorkowego panelu aktywistka pro-life Terrisa Bukovinac, mówiła o tym, jak w marcu 2022 r. członkowie jej grupy znaleźli w plastikowym kontenerze transportowym całkowicie nienaruszonego martwego chłopczyka z trzeciego trymestru ciąży.

Bukovinac stwierdziła, że na podstawie poziomu rozwoju dziecka miał on 33 tygodnie, a fakt, że ciało dziecka było w dużej mierze nienaruszone, wskazuje, że najprawdopodobniej zostało zabite po urodzeniu żywym.

Chłopca znaleziono w skrzyni przed Washington Surgi-Clinic w Waszyngtonie. Chłopczyk wraz ze szczątkami 114 innych dzieci miał zostać wysłany do Baltimore przez firmę Curtis Bay Medical Waste Services w celu spalenia i zapewnienia miastu energii odnawialnej.

33-tygodniowe dziecko było jednym z pięciorga dzieci urodzonych w późnym terminie odnalezionych przed kliniką Washington Surgi-Clinic prowadzoną przez D.R. Cesare Santangelo. O makabrycznym znalezisku informowaliśmy tutaj.

Pomimo oburzenia z powodu tych dzieci, które zaczęto nazywać „D.C. Five” – Departament Sprawiedliwości (DOJ) nie ogłosił żadnych zamiarów podjęcia jakichkolwiek działań. Tymczasem biuro lekarza sądowego Waszyngtonu odmówiło zezwolenia na niezależne badanie ciał.

Natomiast jedna z członkiń jej grupy, Lauren Handy, została aresztowana w 2023 r. za naruszenie ustawy o swobodnym dostępie do wejść do klinik (FACE) w ramach kolejnego protestu, o czym pisaliśmy tutaj.

Terrisa Bukovinac potępiła Departament Sprawiedliwości za ignorowanie „bardzo prawdopodobnych przestępstw federalnych” w klinice aborcyjnej w Waszyngtonie.

„Zamiast tego Departament Sprawiedliwości poświęca swój czas na ściganie i więzienie moich przyjaciół za całkowicie pokojowe, bezpośrednie działania bez użycia przemocy, podczas gdy  powinni ścigać zabójców popełniających przestępstwa federalne” – stwierdziła.

Wezwała Kongres do wezwania D.R. Cesare Santangelo i nakazania niezależnego zbadania ciał dzieci.

Kongresmenka Mary Miller ze stanu Illinois potępiła Departament Sprawiedliwości za ignorowanie sprawy “D.C. Five”.

Wezwała też Departament Sprawiedliwości oraz Departament Zdrowia i Opieki Społecznej do egzekwowania prawa federalnego i powstrzymania nielegalnej działalności w Planned Parenthood oraz zaprzestania finansowania “tych ośrodków śmierci”.

Miller powiedziała, że Kongres ma prawo usunąć szefów Departamentu Sprawiedliwości i HHS  ze stanowiska, jeśli odmówią zbadania tych zabójstw.

 

Źródło: cna
Foto: YouTube, istock

News USA

IRS łagodzi zakaz politycznej działalności kościołów. Ambony będą miejscem agitacji?

Opublikowano

dnia

Autor:

ksiądz pastor nabożeństwo

W poniedziałek amerykański Urząd Skarbowy (IRS) ogłosił istotne złagodzenie interpretacji tzw. poprawki Johnsona – przepisu obowiązującego od 1954 roku, który zakazuje organizacjom religijnym i innym organizacjom non-profit zwolnionym z podatku prowadzenia działalności politycznej na rzecz kandydatów.

Decyzja Urzędu Skarbowego została ujawniona w odpowiedzi na pozew złożony przez dwa kościoły w Teksasie oraz National Religious Broadcasters Association (NRB). Przedstawiciel IRSzapowiedzieli, że zakaz prowadzenia kampanii politycznej nie będzie obowiązywał organizacji religijnych, jeśli wypowiedzi polityczne kierowane są wyłącznie do członków wspólnoty w ramach wewnętrznych praktyk religijnych, takich jak nabożeństwa.

Co to jest poprawka Johnsona?

Poprawka Johnsona, nazwana na cześć Lyndona B. Johnsona (ówczesnego senatora, późniejszego prezydenta USA), została przyjęta w 1954 roku jako część federalnego kodeksu podatkowego.

Zakazuje organizacjom mającym status 501(c)(3) — w tym kościołom, fundacjom charytatywnym, edukacyjnym i naukowym — prowadzenia bezpośredniej lub pośredniej kampanii na rzecz (lub przeciwko) kandydatom na stanowiska publiczne.

Oznacza to, że organizacje te nie mogą przekazywać datków kampanijnych ani publicznie popierać konkretnych kandydatów bez ryzyka utraty zwolnienia z podatku.

Nowa interpretacja IRS: wyjątek dla komunikacji wewnętrznej

W swoim wniosku sądowym przedstawiciele Urzędu Skarbowego stwierdzili, że komunikaty wygłaszane w ramach nabożeństw do własnych wiernych nie podlegają zakazowi poprawki Johnsona, jeśli są przekazywane w kontekście wiary i w ramach standardowych kanałów komunikacji religijnej.

„IRS generalnie nie egzekwował poprawki Johnsona wobec domów modlitwy za wypowiedzi dotyczące polityki wyborczej w kontekście nabożeństw” – stwierdzono w dokumentach sądowych.

„Doktryna unikania konfliktów konstytucyjnych przemawia za interpretacją poprawki Johnsona w taki sposób, aby nie obejmowała ona przekazu duszpasterskiego w ramach praktyk religijnych.”

To podejście nie oznacza całkowitego zniesienia poprawki Johnsona, ale potwierdza dotychczasowe praktyki IRS, które były często nieformalnie stosowane, ale rzadko oficjalnie potwierdzane.

budynek IRS urząd skarbowy

Presja polityczna i religijna od lat

Złagodzenie interpretacji poprawki Johnsona jest częściowo efektem długoletnich nacisków środowisk religijnych i konserwatywnych, które domagały się zmian w prawie ograniczającym działalność polityczną kościołów.

Jednym z najgłośniejszych przeciwników poprawki był Donald Trump, który w 2016 roku zapowiedział jej uchylenie:

„Instytucje religijne boją się mówić, bo grozi im utrata statusu zwolnienia z podatku. To jest niesprawiedliwe i niekonstytucyjne. Będę walczył, by przywrócić im głos” – deklarował.

Po objęciu urzędu w 2017 roku Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze nakazujące Urzędowi Skarbowemu złagodzenie egzekwowania poprawki, choć formalnie prawo nie zostało zmienione.

 

Krytycy: furtka do upolitycznienia ambon?

Decyzja Urzędu skarbowego spotkała się z krytyką obrońców rozdziału Kościoła od państwa, którzy obawiają się, że złagodzenie zasad może prowadzić do politycznego nadużywania autorytetu religii.

Choć przedstawiciele IRS podkreślają, że zmiana dotyczy wyłącznie komunikacji wewnętrznej i nie uprawnia do publicznych kampanii politycznych, to przeciwnicy obawiają się braku jasnych granic.

„To może być początek erozji poprawki Johnsona. Jeśli kazania polityczne są dopuszczalne w ramach nabożeństw, to jak długo zanim staną się one narzędziem realnej agitacji?” – pytają organizacje świeckie.

Źródło: The Epoch Times
Foto: YouTube, istock/mj0007/
Czytaj dalej

News USA

CVS Caremark rezygnuje z refundacji Zepbound. Co to oznacza dla pacjentów z otyłością?

Opublikowano

dnia

Autor:

cvs apteka

Narasta kontrowersja wokół decyzji jednego z największych zarządców świadczeń aptecznych – CVS Caremark, który ogłosił, że przestaje pokrywać koszty leku Zepbound, stosowanego w leczeniu otyłości. Powodem ma być dynamicznie rosnący koszt całkowity planów lekowych, za który — według firmy — w dużej mierze odpowiadają leki z grupy GLP-1.

Zepbound — przełomowy lek w walce z otyłością

Zepbound to nazwa handlowa tirzepatydu, leku firmy Eli Lilly, który w 2023 roku został zatwierdzony przez Agencję ds Żywności i Leków FDA do przewlekłego leczenia otyłości oraz nadwagi u dorosłych z dodatkowymi schorzeniami metabolicznymi. Wcześniej substancja ta była znana z zastosowania w terapii cukrzycy typu 2 jako Mounjaro.

W badaniach klinicznych pacjenci stosujący Zepbound tracili nawet do 25% masy ciała — więcej niż w przypadku konkurencyjnego Wegovy (semaglutyd). Dzięki temu Zepbound zyskał opinię przełomowego środka w leczeniu otyłości — choroby, z którą zmaga się ponad 40% dorosłych Amerykanów.

CVS: „Ceny tych leków są zbyt wysokie”

Decyzję o zakończeniu refundacji Zepbound firma CVS Caremark argumentuje koniecznością ograniczenia kosztów. Jak powiedział rzecznik firmy, Phillip Blando, leki GLP-1 „znacząco przyczyniają się do wzrostu ogólnych kosztów planów lekowych”.

Według szacunków, rezygnacja z pokrywania kosztów Zepbound i podobnych leków ma przynieść klientom CVS oszczędności rzędu 10–15% rocznie. Blando podkreślił, że „rażąco wysokie ceny katalogowe” ustalane przez producentów leków stanowią główną barierę dostępu dla pacjentów.

Warto zaznaczyć, że refundacja nadal będzie możliwa w wyjątkowych sytuacjach, gdy lekarz uzna lek za konieczność medyczną. W takich przypadkach każdy przypadek ma być oceniany indywidualnie.

Eli Lilly: winni są pośrednicy

Na decyzję CVS zareagował producent leku, firma Eli Lilly, wskazując, że problemem są nie tylko ceny, ale też struktura systemu opieki farmaceutycznej. Zdaniem koncernu, jednym z powodów wysokich kosztów dla pacjentów jest udział tzw. pośredników — czyli PBM-ów, takich jak CVS Caremark — którzy negocjują rabaty i marże w sposób, który nie zawsze przekłada się na realne obniżki cen dla konsumentów.

W odpowiedzi na decyzję CVS, Eli Lilly zapewnia, że podejmuje działania w celu zapewnienia dostępu do Zepbound. Firma uruchomiła m.in. program LillyDirect Self Pay Pharmacy Solutions, który umożliwia zakup leku bez ubezpieczenia w cenie około 500 dolarów za dawkę — znacznie mniej niż oficjalna cena katalogowa.

Lekarze: decyzja CVS to krok wstecz w walce z otyłością

Decyzja CVS spotkała się z krytyką środowiska medycznego. Dr Christopher McGowan, specjalista leczenia otyłości, określił ją jako „głęboko uciążliwą dla pacjentów, którzy dobrze reagują na terapię”. Podkreślił, że leki GLP-1 nie mają zamienników — nawet jeśli formalnie mają podobne wskazania.

„Zmuszanie pacjentów do zmiany skutecznego leczenia na mniej efektywne alternatywy może cofnąć ich postępy i prowadzić do nawrotu otyłości” — ostrzega McGowan.

Dla wielu pacjentów zmiana leków to nie tylko kwestia wygody, ale realne ryzyko związane z nawrotem choroby oraz wystąpieniem skutków ubocznych. McGowan obawia się, że decyzja CVS to część szerszego trendu, w którym umowy biznesowe zaczynają przeważać nad oceną kliniczną, ograniczając lekarzom i pacjentom swobodę wyboru najskuteczniejszych terapii.

Co dalej z leczeniem otyłości w USA?

Walka z otyłością to jedno z największych wyzwań zdrowotnych XXI wieku. Choć leki takie jak Zepbound oferują nadzieję na realne i trwałe efekty, ich dostępność coraz częściej zależy nie od decyzji lekarza, ale od polityki firm farmaceutycznych i ubezpieczeniowych.

Pacjenci, którzy stracą dostęp do Zepbound przez brak refundacji, będą musieli podjąć trudną decyzję: zmienić terapię lub pokryć wysokie koszty leczenia z własnej kieszeni.

Na tym tle rośnie też presja na system opieki zdrowotnej w USA, by zreformować sposób finansowania innowacyjnych terapii, tak aby skuteczne leczenie nie było luksusem dla wybranych, ale realną pomocą dla wszystkich, którzy jej potrzebują.

Źródło: foxbusiness
Foto: Eli Lilly, istock/SuikaArt/Dacharlie/
Czytaj dalej

News USA

Wynajem przyjazny zwierzętom? Takie nieruchomości są częściej poszukiwane

Opublikowano

dnia

Autor:

przeprowadzka-pies

Nowa analiza przeprowadzona przez Zillow pokazuje, że właściciele nieruchomości, którzy pozwalają najemcom na posiadanie zwierząt, wynajmują swoje mieszkania znacznie szybciej niż ci, którzy tego nie robią. Co więcej, szanse na znalezienie nieruchomości przyjaznej zwierzętom w dużej mierze zależą od tego, w jakim stanie mieszkasz.

Zwierzęta w mieszkaniu? To już standard

Z danych Zillow wynika, że ponad połowa ofert wynajmu w serwisie zezwala na posiadanie zwierząt. To dobrze koresponduje z faktem, że blisko 60% najemców w USA posiada przynajmniej jedno zwierzę domowe. Obecnie wynajmujący, którzy akceptują czworonożnych lokatorów, mogą liczyć na:

  • 9% więcej wyświetleń ogłoszenia,
  • 12% więcej zapisów do ulubionych,
  • 11% więcej udostępnień oferty.

W praktyce oznacza to, że takie mieszkania wynajmują się średnio o 8 dni szybciej. A w niektórych miastach – jak Nowy Jork – nawet o 26 dni szybciej niż mieszkania bez opcji „zwierzęta dozwolone”.

Gdzie najłatwiej wynająć z pupilem? Liderem jest Teksas

Zestawienie Zillow pokazuje, że największy odsetek mieszkań przyjaznych zwierzętom znajduje się w południowych i centralnych stanach USA. Teksas dominuje ranking, mając aż trzy miasta w pierwszej trójce.

TOP 10 miast z największym udziałem wynajmów przyjaznych zwierzętom:

  1. Austin, TX – 80%
  2. Dallas, TX – 79%
  3. San Antonio, TX – 78%
  4. Nashville, TN – 77%
  5. Denver, CO – 77%
  6. Kansas City, MO – 76%
  7. Charlotte, NC – 72%
  8. Oklahoma City, OK – 72%
  9. Raleigh, NC – 72%
  10. Tampa, FL – 71%

Miasta, gdzie najemcy ze zwierzętami mają najtrudniej:

  1. Houston, TX – tylko 38%
  2. Providence, RI – 43%
  3. Hartford, CT – 43%
  4. San Jose, CA – 44%
  5. Las Vegas, NV – 45%
  6. Buffalo, NY – 47%
  7. Detroit, MI – 48%
  8. Pittsburgh, PA – 50%
  9. Cleveland, OH – 50%
  10. Miami, FL – 51%

To może zaskakiwać, że Houston, mimo iż również leży w Teksasie, jest na końcu stawki – zaledwie co trzeci wynajmujący dopuszcza tam zwierzęta w nieruchomości.

pies-w-mieszkaniu

 Co napędza ten trend?

Eksperci Zillow zauważają, że zmienia się profil przeciętnego najemcy. Wraz ze wzrostem średniego wieku najemców oraz coraz częstszym traktowaniem zwierząt jako pełnoprawnych członków rodziny, oczekiwania wobec wynajmu również się zmieniają.

W świecie po pandemicznym boomie na rynku budownictwa wielorodzinnego, to najemcy mają coraz większy wybór – i często decydują się tylko na te oferty, które uwzględniają ich styl życia, w tym obecność zwierząt.

Wnioski dla właścicieli nieruchomości

Dla wynajmujących, którzy chcą szybciej znaleźć lokatorów i zyskać większe zainteresowanie ogłoszeniem, akceptacja zwierząt może być kluczowa. To prosta zmiana, która – według danych – przekłada się na konkretne wyniki.

„Wzrost popularności zwierząt domowych wśród najemców sprawia, że właściciele, którzy są otwarci na psy, koty i inne pupile, stają się bardziej konkurencyjni na rynku” – zauważa Zillow.

kot w domu

Szukasz mieszkania dla siebie i swojego pupila?

Wybieraj lokalizacje, w których właściciele są bardziej elastyczni, np. Austin, Nashville czy Denver. A jeśli mieszkasz w Houston, Providence lub San Jose – przygotuj się na większe wyzwania i być może nieco wyższe stawki za komfort bycia ze zwierzakiem.

Źródło: fox32
Foto: istock/ablokhin/Andrii Iemelyanenko/AaronAmat/
Czytaj dalej
Reklama

Popularne

Reklama
Reklama

Kalendarz

marzec 2024
P W Ś C P S N
 123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031

Nasz profil na fb

Popularne w tym miesiącu