News USA
Nowy program wizowy dla bogaczy przyciągnął tysiące chętnych na „Trump Card” za 5 mln USD

Blisko 70 tysięcy osób zapisało się na listę oczekujących na tzw. Trump Card – propozycję nowego programu wizowego USA, który umożliwiałby legalny pobyt w Stanach Zjednoczonych w zamian za wpłatę 5 milionów dolarów. Inicjatywa, reklamowana jako narzędzie pobudzania wzrostu gospodarczego i zmniejszania długu publicznego, budzi jednak pewne kontrowersje prawne i polityczne.
Program, o którym informowaliśmy 27 maja, promuje Howard Lutnick, dyrektor generalny Cantor Fitzgerald i Sekretarz Handlu w administracji Donalda Trumpa. Poinformował on we wtorek, że już 68 703 osoby zadeklarowały chęć udziału – mimo że strona internetowa TrumpCard.gov została uruchomiona zaledwie tydzień wcześniej.
Według zapowiedzi, karta będzie wykonana ze złota i ma zawierać podobiznę Donalda Trumpa oraz symboliczną wartość: 5 milionów dolarów.
Podwójny cel: inwestycje i wpływy do budżetu
Jak wyjaśnił Lutnick, program miałby przyciągać najbogatszych inwestorów z zagranicy, którzy w USA tworzyliby miejsca pracy, inwestowali kapitał i płacili podatki. Jednocześnie wysokie opłaty wizowe miałyby zasilić budżet federalny i pomóc w redukcji amerykańskiego długu publicznego, który przekracza obecnie 36 bilionów dolarów.
„To będą ludzie sukcesu. Przywiozą pieniądze, zapłacą podatki, zatrudnią pracowników. Wierzę, że odniesiemy ogromny sukces”, mówił Trump już w lutym, zapowiadając ten pomysł jako jeden z elementów swojej kampanii wyborczej.
Alternatywa dla EB-5?
Trump Card miałaby stanowić nową wersję znanego już Programu Inwestorów Imigracyjnych EB-5, który od lat umożliwia cudzoziemcom uzyskanie zielonej karty w zamian za inwestycję w amerykańską gospodarkę – minimum 1,05 mln dolarów (lub 800 tys. dolarów w obszarach o wysokim bezrobociu) i stworzenie co najmniej 10 miejsc pracy.
Zdaniem Aarona Grau, dyrektora wykonawczego organizacji Invest in the USA (IIUSA), reprezentującej interesy EB-5, Trump Card może czerpać z doświadczeń poprzedniego programu, ale musi zostać wdrożona z należytą ostrożnością.
„EB-5 to sprawdzony model polityki imigracyjnej opartej na inwestycjach, która przez 35 lat przyniosła miliardy dolarów i miliony miejsc pracy bez kosztów dla podatników”, stwierdził Grau.
Według danych IIUSA, w latach 2016–2019 program EB-5 wygenerował 184 miliardy dolarów aktywności gospodarczej i wsparł 7 milionów miejsc pracy, a przeciętne wynagrodzenie na tych stanowiskach wynosiło 74 000 dolarów – o 48% więcej niż średnia krajowa w sektorze prywatnym.
Pytania prawne i konstytucyjne
Mimo rosnącego zainteresowania, legalność programu Trump Card stoi pod znakiem zapytania. W przeciwieństwie do EB-5, który powstał na mocy aktu Kongresu i jest częścią ustawy o imigracji (Immigration and Nationality Act), Trump Card nie przeszła procesu legislacyjnego.
George Fishman z Center for Immigration Studies ostrzega, że wdrożenie takiego programu bez zgody Kongresu może zostać uznane za niekonstytucyjne. „ Jeśli program nie zostanie formalnie uchwalony, trudno sobie wyobrazić, by przetrwał kontrolę Sądu Najwyższego,” twierdzi Fishman.
Niejasności podatkowe
Dodatkowe wątpliwości budzą potencjalne konsekwencje podatkowe dla posiadaczy Trump Card. Prezydent Trump w różnych momentach sugerował, że uczestnicy programu mogą być zwolnieni z podatków od dochodów zagranicznych, by później stwierdzić, że będą objęci takim samym opodatkowaniem jak inni rezydenci USA. Brak jasności w tej sprawie może utrudnić realizację programu lub zniechęcić inwestorów.
Symbol czy rzeczywistość?
Howard Lutnick zapowiada, że karta Trumpa będzie fizycznym, ekskluzywnym dokumentem – wręcz symbolem nowego podejścia do imigracji i gospodarki. Ale zanim pomysł stanie się rzeczywistością, musi pokonać poważne przeszkody legislacyjne, prawne i polityczne.
Na razie Trump Card pozostaje propozycją bez umocowania w amerykańskim systemie prawnym – ale zaskakująco dużym zainteresowaniem ze strony potencjalnych inwestorów z całego świata.
Źródło: The Epoch Times
Foto: TrumpCard, YouTube
News USA
Izrael atakuje Teheran. Iran ostrzega przed „wojną totalną” w przypadku interwencji USA
W nocy z wtorku na środę izraelskie siły powietrzne przeprowadziły kolejne naloty na stolicę Iranu – Teheran – uderzając w strategiczne obiekty militarne i nuklearne. W odpowiedzi Iran wystrzelił niewielką liczbę pocisków w kierunku Izraela, jednak nie odnotowano ofiar. Tymczasem napięcie na linii Teheran–Waszyngton rośnie, a irańscy oficjele ostrzegają, że każda amerykańska interwencja grozi eskalacją do wojny totalnej na Bliskim Wschodzie.
“Każda interwencja USA byłaby przepisem na wojnę totalną w regionie” – ostrzegł rzecznik irańskiego MSZ, Esmail Baghaei, w wywiadzie dla Al Jazeery English.
Ciosy w strategiczne cele
Według izraelskiego wojska, najnowsze ataki lotnicze były wymierzone m.in. w zakład produkujący wirówki do wzbogacania uranu oraz w ośrodek związany z produkcją komponentów rakietowych. Izrael poinformował także o przechwyceniu 10 pocisków wystrzelonych przez Iran w nocy.
Od początku eskalacji konfliktu w piątek, Izrael systematycznie atakuje kluczowe elementy irańskiego programu nuklearnego i infrastruktury militarnej.
Jak informuje organizacja Human Rights Activists z siedzibą w Waszyngtonie, w wyniku nalotów zginęło co najmniej 585 osób, z czego 239 to cywile, a ponad 1300 zostało rannych.
Irański odwet i syreny alarmowe w Izraelu
Iran odpowiedział serią zmasowanych ataków rakietowych i dronowych – łącznie wystrzelił około 400 pocisków oraz setki bezzałogowców. Według władz izraelskich, zginęły co najmniej 24 osoby, a setki zostały ranne. Część pocisków uderzyła w obiekty cywilne w centralnym Izraelu, wywołując poważne zniszczenia i liczne alarmy bombowe.
Z czasem intensywność ostrzału ze strony Iranu zmalała. Choć Teheran nie podał przyczyny tej sytuacji, eksperci wskazują, że powodem jest skuteczność izraelskich ataków na wyrzutnie rakietowe i centra dowodzenia.
Trump sugeruje większe zaangażowanie
W centrum międzynarodowej uwagi znalazły się Stany Zjednoczone. Prezydent Donald Trump początkowo dystansował się od działań Izraela, ale później zasugerował gotowość do większego zaangażowania.
“Chcemy czegoś znacznie większego niż zawieszenie broni” – zapowiedział prezydent, jednocześnie nakazując wysłanie dodatkowych myśliwców w rejon Zatoki Perskiej.
Trump zażądał także „BEZWARUNKOWEJ KAPITULACJI” Iranu w mediach społecznościowych i ostrzegł przywódcę duchowego Iranu, ajatollaha Alego Chameneiego, że Stany Zjednoczone „wiedzą, gdzie się ukrywa”.
Teheran pod ostrzałem. Ludzie uciekają z miasta
Sytuacja w Teheranie staje się dramatyczna. W środę nad ranem mieszkańcy słyszeli potężne eksplozje – co najmniej jeden z ataków był wymierzony w dzielnicę Hakimiyeh, gdzie znajduje się akademia Gwardii Rewolucyjnej. W mieście zamknięto sklepy, w tym Wielki Bazar, a tłumy ludzi ruszyły na stacje benzynowe i drogi wyjazdowe z miasta.
Irańskie władze oficjalnie nie potwierdziły wszystkich izraelskich nalotów, jednak niezależne źródła wskazują, że liczba ofiar może być znacznie wyższa niż dane podawane przez rząd.
Brak oznak deeskalacji
Mimo ogromnych strat, żadna ze stron nie wykazuje chęci odwrotu. Izrael twierdzi, że działa, by uniemożliwić Iranowi zdobycie broni jądrowej. Rozmowy dyplomatyczne z Teheranem – jak powiedział Trump – nie przyniosły postępu w ciągu wyznaczonych 60 dni.
Iran utrzymuje, że jego program nuklearny ma charakter pokojowy, choć wzbogaca uran do 60% – poziomu bliskiego wartości niezbędnej do produkcji broni atomowej. Amerykańskie agencje wywiadowcze przyznają, że nie mają dowodów na to, by Iran aktywnie pracował nad bombą.
Kolejne fazy konfliktu?
Szef irańskiej armii, gen. Abdul Rahim Mousavi, oświadczył, że dotychczasowe ataki miały charakter „ostrzegawczy”, ale zapowiedział „operację karną” w najbliższym czasie.
Tymczasem Izrael zaczyna przywracać funkcjonowanie lotów międzynarodowych – dwa samoloty repatriacyjne z Cypru wylądowały w środę rano na lotnisku Ben Guriona. Loty komercyjne były wcześniej zawieszone z powodu zagrożenia rakietowego, co unieruchomiło tysiące obywateli izraelskich za granicą.
Źródło: AP
Foto: YouTube
Kościół
Sondaż: Amerykanie pokochali Leona XIV
Miesiąc po wyborze pierwszego Papieża pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych, jego popularność w ojczyźnie nie budzi wątpliwości. Sondaż przeprowadzony przez Associated Press-NORC pokazuje, że aż dwie trzecie katolików amerykańskich ma pozytywną opinię o Papieżu Leonie XIV, a tylko nieliczni patrzą na niego nieprzychylnie.
Wysokie poparcie wśród wiernych
Z sondażu AP-NORC wynika, że około 66 proc. katolików w USA ma „bardzo” lub „raczej” pozytywny stosunek do Leona XIV. Zaledwie mniej niż 10 proc. wyraża opinię negatywną, co czyni z nowego Papieża jednego z najcieplej przyjętych biskupów Rzymu w historii amerykańskiego katolicyzmu.
Co ciekawe, blisko 30 proc. badanych katolików przyznało, że nie ma jeszcze wyrobionego zdania na temat nowego Papieża – zapewne z powodu jego krótkiego pontyfikatu. W skali całego społeczeństwa amerykańskiego aż 44 proc. dorosłych wyraża o papieżu opinię „bardzo” lub „raczej” pozytywną.
Więcej niepewności wśród republikanów
Analiza wyników z uwzględnieniem preferencji politycznych pokazuje, że połowa osób zarejestrowanych jako wyborcy demokratów ma pozytywny stosunek do Leona XIV. Wśród popierających republikanów i niezależnych odsetek ten wynosi około 40 procent.
Republikanie są również bardziej skłonni do wstrzymywania się z oceną: połowa z nich deklaruje brak opinii na temat nowego papieża, w porównaniu do około 40 proc. wśród głosujących na demokratów. Co ciekawe, także w grupie osób wyrażających opinię negatywną dominują wyborcy republikańscy – jeden na dziesięciu.
Papież obu Ameryk
Leon XIV to pierwszy Papież pochodzący ze Stanów Zjednoczonych. Urodził się w Chicago 14 września 1955 roku jako Robert Francis Prevost. Jako augustianin i misjonarz przez 20 lat posługiwał w Peru, a w latach 2014-23 był najpierw administratorem apostolskim a później biskupem diecezji Chiclayo.
W 2015 roku uzyskał peruwiańskie obywatelstwo. Leon XIV jest drugim po Hadrianie IV Papieżem posługującym się językiem angielskim jako ojczystym.
Karol Darmoros
Foto: Vatican Media
News USA
Republikanie chcą, by Amerykanie pracowali do 64. roku życia za bony żywnościowe i Medicaid
Partia Republikańska przedstawiła nowy pakiet budżetowy zawierający kontrowersyjne reformy: wymóg pracy dla dorosłych korzystających z federalnych programów pomocy – Medicaid i bonów żywnościowych (SNAP). Proponowana ustawa rozszerza obowiązek pracy do 64. roku życia, znacząco zaostrzając obecne przepisy.
Spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson nazwał pakiet „wielkim, pięknym” krokiem w stronę zdroworozsądkowej polityki społecznej. “Chcemy, by ludzie pracowali, a nie tylko korzystali z systemu” – stwierdził w programie CBS Face the Nation.
Kogo dotyczą zmiany?
Obecnie osoby korzystające z bonów żywnościowych muszą udowadniać aktywność zawodową do 54. roku życia. GOP chce podnieść ten próg do 64 lat i objąć podobnym obowiązkiem użytkowników Medicaid – publicznego ubezpieczenia zdrowotnego.
Zmiany dotyczyłyby przede wszystkim tzw. „pełnosprawnych dorosłych bez osób na utrzymaniu” (ABAWD), którzy musieliby pracować, być wolontariuszami lub uczestniczyć w szkoleniu zawodowym przez minimum 80 godzin miesięcznie.
Rzeczywistość a założenia
Republikanie twierdzą, że reformy ograniczą nadużycia i zachęcą beneficjentów do podjęcia pracy. Jednak niektórzy eksperci są sceptyczni.
Badania – m.in. z Arkansas i Wirginii – pokazują, że wprowadzenie wymogu pracy w podobnych programach nie doprowadziło do wzrostu zatrudnienia, a jedynie do spadku liczby osób objętych pomocą. W Arkansas, po wprowadzeniu obowiązku pracy w , 18 000 osób straciło ubezpieczenie w ciągu zaledwie czterech miesięcy. Większość z nich opóźniła leczenie lub zakup leków.
Zdaniem krytyków, nowe przepisy tworzą kolejne bariery administracyjne, które często dotykają najbardziej potrzebujących – osoby chore, starsze, z niepełnosprawnością lub bez dostępu do internetu. W Georgii, gdzie podobny system już funkcjonuje, z programu Medicaid skorzystało tylko 6 500 osób, mimo że kosztował stan aż 86 milionów dolarów.
Zagrożenie dla starszych Amerykanów
Szczególne kontrowersje budzi rozszerzenie wymogu pracy na osoby w wieku 55–64 lat. Według szacunków, nawet milion osób z tej grupy może stracić dostęp do bonów żywnościowych. AARP i inne organizacje ostrzegają, że dla wielu starszych osób znalezienie pracy jest trudne z powodu dyskryminacji, stanu zdrowia lub obowiązków opiekuńczych.
Co dalej z budżetem?
Izba Reprezentantów przyjęła budżet minimalną większością głosów, wyłącznie dzięki poparciu Republikanów. Obecnie nad jego wersją pracuje Senat. Propozycje, choć nieco złagodzone, nadal zakładają obowiązek pracy osób objętych programem Medicaid w wieku od 19 do 64 roku życia.
Zgodnie z analizą Kongresowego Biura Budżetowego, jeśli ustawa wejdzie w życie, aż 4,8 miliona osób może stracić dostęp do Medicaid, mimo że wielu z nich faktycznie potrzebuje pomocy.
Źródło: cbs
Foto: YouTube, istock/designer491/
-
Polonia Amerykańska2 tygodnie temu
Polonia ma wielkie serca: Pomagamy pani Ewie spod Jarosławia, cioci Moniki Doroty
-
News Chicago3 tygodnie temu
Sandra i John Kucala z Orland Park walczą o dom. Ich podatek wzrósł z 3 do 17 tys. USD
-
Zdrowie4 tygodnie temu
Uwaga na szczepionki przeciw Covid19: mogą powodować zapalenie mięśnia sercowego
-
News Chicago3 tygodnie temu
Uwaga – oszustwo: Fałszywe SMS-y o mandatach drogowych krążą w Illinois
-
News USA4 tygodnie temu
Strzelanina w Waszyngtonie: Mieszkaniec Chicago zabił dwoje pracowników ambasady Izraela
-
Polonia Amerykańska3 tygodnie temu
W sobotę Polacy w USA ponownie głosują na nowego prezydenta Polski
-
News USA3 tygodnie temu
Republikanie oskarżają UE i rząd Tuska o ingerencję w wybory prezydenckie w Polsce
-
News USA2 tygodnie temu
Karol Nawrocki będzie Prezydentem RP. Wygrał z Trzaskowskim różnicą 369 tysięcy głosów