Połącz się z nami

Kościół

Marek Kamiński nie zwariował. Ta wyprawa była wyjściem ze strefy rozumu

Opublikowano

dnia

O swojej wyprawie do Santiago de Compostela, o spotkaniu z Bogiem, o opiece Maryi i o tym, dlaczego chyba zacznie nosić szkaplerz – opowiada Marek Kamiński.

To nie jest kolejny “zwykły” wywiad. Zazwyczaj wszystko zamyka się w jednej rozmowie. Spotykam się z kimś albo dzwonię do kogoś, nagrywamy rozmowę, potem spisywanie, autoryzacja i koniec. Materiał jest gotowy do publikacji.

Wywiad z Markiem Kamińskim powstawał dużo dłużej niż to sobie wstępnie zakładaliśmy. Głównie dlatego, że Marek do czwartku wciąż był drodze (po Santiago ruszył jeszcze w kilka innych miejsc m.in. do Finisterre, które przez wielu uznawane jest za prawdziwy koniec pielgrzymki). W ciągu ostatnich dni rozmawialiśmy wielokrotnie, ale z racji tego, że droga niesie za sobą wiele nieoczekiwanych zdarzeń, co chwila nam coś przeszkadzało i musieliśmy przerywać rozmowę. W czwartek w końcu udało nam się spokojnie pogadać i nagrać materiał do końca. Chyba jeszcze nigdy nie miałem do czynienia z tak skromnym i kulturalnym “znanym” człowiekiem. Za każdym razem, kiedy musieliśmy przerwać nagranie albo umawialiśmy się na dalszą część na jakąś godzinę, ale okazywało się, że znowu wydarzyło się coś zaskakującego, Marek do mnie dzwonił i bardzo przepraszał.

Trochę się musieliśmy nagimnastykować, ale było warto. Zresztą, przeczytajcie i przekonajcie się sami.

Piotr Żyłka: Obudziłeś się po ponad 100 dniach wyprawy. Przed Tobą był już tylko króciutki, ostatni odcinek. Jaka była Twoja pierwsza myśl po otworzeniu oczu?

Marek Kamiński: Trzeba się spakować i przygotować do drogi (śmiech). A tak na poważnie, to już wczoraj wieczorem specjalnie dałem sobie czas, żeby przygotować się duchowo na ten finał. Spotkałem polskiego księdza. W zasadzie już po północy się wyspowiadałem. To była bardzo dobra spowiedź. No więc dziś – po przebudzeniu się – pierwsze słowa, jakie mi przyszły to głowy, to fragment z Listu do Tymoteusza: “W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”.

Czy miałeś jakieś założenia, gdy planowałeś wyprawę?

Czytałem wiele książek o Santiago, miałem jakiś obraz tej drogi. Ale gdzieś w głębi duszy nie robiłem żadnych poważnych założeń – że musi się coś wydarzyć, że muszę to lub tamto zrobić. Byłem otwarty na to, co przyniesie mi droga.

Na początku myślałem, że może będę trochę medytować i czytać Pismo Święte. Przeszedłem przez ćwiczenia jezuickie, czyli przez Fundament. Wyobrażałem sobie, że będę kontemplować Pismo metodą św. Ignacego Loyoli.

Czułem też jednak, że jeszcze ważniejsze będą dla mnie spotkania z ludźmi. Dlatego nauczyłem się języka francuskiego. Specjalnie pod podróż. Odświeżyłem sobie też inne języki, które już znałem – hiszpański i niemiecki. Znam też bardzo dobrze włoski. Dzięki temu na trasie mogłem sobie właściwie z każdym pogadać w jego języku. Może oprócz Koreańczyków, z którymi jednak spokojnie można było się porozumieć po angielsku (śmiech).

Wszystkie założenia udało Ci się zrealizować?

Ta podróż nie służyła temu, by realizować założenia. Nie taki był cel. To sama podróż była założeniem i celem równocześnie. Owszem, języki były pomocne. Ale przecież mogło być zupełnie inaczej. Mogło z tego nic nie wyjść – rozmowy z ludźmi mogły być bezsensowne i nudne. Najważniejsze było to, że cała podróż była drogą, która w pewnym sensie mnie przywołała.

Co to znaczy, że cię “przywołała”? To brzmi trochę dziwacznie (śmiech).

To znaczy, że miałem taki wewnętrzny głos, że trzeba tam po prostu pójść. Wołanie ducha rzeczywiście jest jakąś tajemnicą, ale wiara i Bóg też nią są. Tak naprawdę sam do końca nie wiem, czemu wyruszyłem – nie umiem tego wytłumaczyć.

Ta droga na pewno jednak była we mnie, chciałem ją przejść i dlatego mówię, że ona mnie przywołała. Zresztą, gdy pytałem napotkanych ludzi, dlaczego idą, najczęściej słyszałem odpowiedź, że nie potrafią tego prosto wyjaśnić, ale że to właśnie droga ich przywołała. To wołanie, ten “głos” jest chyba najważniejszy. Założenia – o których mówiłem – są ostatecznie bardzo powierzchowne.

Człowiek buduje sobie jakieś wyobrażenia o tych założeniach – że może być tak albo inaczej. Tak naprawdę, jeśli na drodze któreś z nich okaże się sensowne, to rzeczywiście można je realizować. Ale nie jest tak, że coś koniecznie musisz zrobić – musisz medytować, musisz kontemplować, musi coś wynikać z rozmów z ludźmi.

Jak to wszystko wyszło w praktyce?

Najważniejsze okazało się założenie o nauce języków i to że warto rozmawiać z ludźmi. To zadziałało i bardzo dużo mi dało. Każdy może mieć jednak zupełnie inaczej. Ja dzięki temu wiele się nauczyłem, otworzyło to moje horyzonty. “Ja to drugie ty, ty to drugie ja” – przeglądamy się w oczach innych ludzi. Tak to doświadczyłem. To coś więcej niż książki, które się czyta, więcej niż programy i filmy, które się ogląda.

To było poruszające doświadczenie. Bardzo szczerych rozmów, które właśnie tutaj są możliwe. W “normalnych”, codziennych warunkach tak się raczej nie da. Tutaj ludzie się otwierają, odpowiadają szczerze na różne pytania. Nawet po pięciu minutach wspólnego maszerowania. Normalnie, gdy zapytasz człowieka w warszawskiej kawiarni: “Co tutaj robisz?”, to najprawdopodobniej usłyszysz odpowiedź: “A co cię to obchodzi?” (śmiech).

A co z medytacją?

Kontemplacja Pisma Świętego metodą św. Ignacego się nie sprawdziła. To było zbyt ciężkie na takie warunki. W drodze realizuje się tylko taką część planu, która ma sens w tych konkretnych warunkach. Medytacja ma sens, gdy jest robiona w skupieniu, odosobnieniu – tak jak to jest u jezuitów. Droga – która sama w sobie jest ciężka – w połączeniu z kontemplacją byłaby jak równoczesne pływanie kraulem i gra w koszykówkę. To są dwie różne dyscypliny i nie należy tego mieszać. Tak samo trudno byłoby maszerować i równocześnie być na jezuickim Fundamencie. Tak się po prostu nie da (śmiech).

Myślałem też o różnych ćwiczeniach fizycznych i rozluźniających. To też nie wyszło. Sama droga otwierała mnie i uczyła. To ona przynosiła rzeczy, na które mogłem się otworzyć lub nie.

Gdybym chciał na siłę realizować swój plan, to bym mógł to zrobić, ale nie wiem, czy wtedy ta droga miałaby sens. Pewnie bym się z czymś ważnym rozminął. Założenia można realizować sobie w domu. W drodze starałem się słuchać drogi.

Wspomniałeś, że ta wyprawa była wyjściem ze strefy rozumu. Gdy powiedziałem jednemu ze swoich znajomych, że wychodzisz ze strefy rozumu, to stwierdził: “Kurde, Kamiński chyba zwariował!” (śmiech).

Jest rozum i jest wiara. Wiara nie pokrywa się z rozumem, bo przecież nie można do końca udowodnić istnienia Boga. Trzeba w Niego uwierzyć. A żeby uwierzyć, to trzeba opuścić strefę rozumu. Rozum może nas tylko doprowadzić do jakiejś granicy. Później jest ściana, której bez wiary nie przeskoczymy.

O tym często rozmawialiśmy z różnymi ludźmi na Camino – że rozum przeszkadza często naszej duszy w drodze do Boga. Oczywiście, nie musi tak być, ale tak bywa. Rozum jest często zbyt mocno uwiązany przez takie wartości jak dobra materialne i sukces za wszelką cenę. Takie rzeczy mogą wykluczać wiarę, zagłuszać ją. Nie ma czasu na jakąś tam duchowość, bo trzeba gonić za pieniędzmi, za sukcesem.

Z punktu widzenia rozumu bezsensowne jest również robić takie wyprawy, iść 4000 kilometrów. Można przecież polecieć samolotem. Rozum mówi: po co się męczyć? Po co tracić cenny czas? Po co się narażać? Camino nie zawsze jest bezpiecznie, szczególnie poza szlakiem hiszpańskim, w Europie Środkowej. Tam nie ma oznaczonego szlaku. W tym sensie opuściłem strefę rozumu. Ale nie trzeba od tego od razu wariować. Wręcz przeciwnie, można odkryć niesamowite rzeczy.

Wiele osób zastanawia się, czy warto wyruszyć w taką drogę. Taką, która ma bardziej cel duchowy niż turystyczny. Masz dla nich jakąś radę?

Moje zachęcanie i rady nie mają sensu. Każdy musi się tak naprawdę sam nad tym zastanowić. Ja mogę tylko opowiedzieć o swoim doświadczeniu i w ten sposób kogoś zainspirować.

Żeby zdecydować się na taką wyprawę, trzeba odpowiedzieć na głos, który wcześniej musi się w nas odezwać. Nie jest też tak, że jak się pójdzie, to wszystko się zaraz zrozumie i człowiek będzie od razu szczęśliwy albo uwierzy. Na tę drogę trzeba być wewnętrznie przygotowanym. Ja zanim wyruszyłem, myślałem o niej przez wiele lat. To nie jest typowa pielgrzymka, którą można “zaliczyć”.

Co najbardziej zapadnie Ci w pamięć?

Miałem wiele różnych, dobrych spotkań, bardzo ważnych. Które było najważniejsze? To wszystko chyba zależy od kontekstu. Ciężko powiedzieć. Ze spotkaniami ważnymi dla ducha jest tak, że trudno je opisać, trudno się nimi publicznie dzielić. To co dla mnie było najważniejsze, dla kogoś może być niezrozumiałe. Ale mogę powiedzieć, że dla mnie to był Bóg i spotkanie z Nim.

Droga, którą przeszedłem jest dla mnie piękną metaforą życia. Pierwszy odcinek – początek – to góry, Pireneje. W tej części musimy poznać świat, zmierzyć się z nim, zdobywać go i poznawać. To jest jak pierwsze 20-25 lat życia.

Potem jest Meseta, taki długi, nużący odcinek, gdzie cały czas jest prosto, płasko, gorąco, jednostajnie. Prawie wszystko się powtarza, z każdej strony jest tak samo. To jest obraz życia między 25 a 60 rokiem życia, kiedy mamy długoterminowe zobowiązania – rodzinę, pracę, kredyty, które trzeba spłacić. Życie jest wtedy takie jednostajne i często wyczerpujące. Są też różne momenty radości, jak na przykład te katedry w Burgos czy w Leon.

A na koniec jest Galicja – obraz życia do 80-85 roku. Zaczynają się góry, znowu trzeba się wspinać, choć ciało odmawia nam już posłuszeństwa. Musimy mierzyć się z nowymi wyzwaniami. Nie sprawiały nam one wcześniej żadnego kłopotu, a teraz nagle się okazuje, że trzeba walczyć. Ale doświadczenia poprzednich odcinków – dzieciństwa, młodości i dojrzałości – pomagają nam się mierzyć z tymi problemami.

No i w końcu dochodzimy do Santiago, które jest w jakimś sensie spotkaniem z Bogiem, miejscem gdzie wielu zaczyna Go poszukiwać. Jest też ten ostatni odcinek – do Finisterre – koniec ziemskiego życia. Dla jednych koniec definitywny. A dla innych, którzy wierzą, jest to początek nowej drogi, czegoś co się dopiero zaczyna, czegoś co sprawi, że codzienne życie stanie się Camino.

Słuchając jednej z Twoich relacji z podróży, zaskoczyło mnie, że wspomniałeś o wątku maryjnym.

Wspomniałem o tym, bo wcześniej nie do końca rozumiałem kult maryjny w Polsce. Na drodze jednak zdarzyły się różne małe cuda. One w jakiś sposób mnie dotknęły i pokazały, że się myliłem. Ta droga pomogła mi zrozumieć, jak Ona jest ważna dla nas chrześcijan.

Dziś kończysz swoją wędrówkę. Gdzie teraz jesteś?

W okolicach Muxii. Zostało mi jakieś 15-18 kilometrów. Wracam z Finisterre. W Muxii jest sanktuarium Matki Boskiej. To tutaj Maryja objawiła się św. Jakubowi i przepowiedziała mu jego los. To trudno wytłumaczyć, ale czułem Jej opiekę przez całą drogę. Była rzeczywiście obecna. Na różny sposób.

Tak się składa, że dziś – w ostatni dzień mojego wędrowania – jest święto Matki Bożej Szkaplerznej. No więc nie mam wyjścia. Chyba zacznę nosić szkaplerz (śmiech).

[youtube id=”OTNCSf0RNUw” width=”620″ height=”360″]

Święty Jakubie Apostole,

W pierwszym rzędzie chciałbym powierzyć Tobie trud i intencje wszystkich pielgrzymów obecnych w tej katedrze, a także intencje, które zostały mi powierzone i te powierzone innym pielgrzymom.

Po przemierzeniu 4000 km przez Europę i jej duchową pustynię proszę Cię o wolność duszy i ciała od pokus materialnego świata i wolność od wszelkich uzależnień dal tych, którzy tego potrzebują.

Synu Zebedeusza proszę o to, aby nasz wewnętrzny kompas pozwolił znajdować właściwy kierunek w zamęcie czasów, w których przyszło nam żyć i o to abyś pozwolił przejść najtrudniejszą i najdłuższą drogę w życiu, drogę do własnego serca.

Na koniec proszę Cię, Apostole Jezusa, aby się spełniło przesłanie wyryte na bramie tej katedry, aby koniec naszego Camino stał się początkiem nowej drogi życia. Obdarz nas miłością i nadzieją, udziel zdrowia wszystkim pielgrzymom i ich rodzinom.

Amen

(Są to słowa intencji do świętego Jakuba, jaką Marek Kamiński wygłosił w katedrze w Santiago de Compostela)

Piotr Żyłka
redakcja@radiodeon.com

Źródło: Deon.pl, Wydawnictwo WAM
fot. Jakub Nowicki, Dariusz Kobucki

News USA

Raport USCIRF: Tortury i prześladowania religijne wciąż powszechne na świecie

Opublikowano

dnia

Autor:

Rządy wielu państw wciąż łamią prawo międzynarodowe, dopuszczając się tortur i innych form nieludzkiego traktowania wobec osób prześladowanych ze względu na wiarę – wynika z najnowszego raportu amerykańskiej Komisji ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej (USCIRF). Jego wyniki przedstawia Jezuita, Ojciec Paweł Kosiński.

W październikowej publikacji zatytułowanej „Wolność religijna a zakaz tortur i złego traktowania” komisja wskazuje, że tortury wobec osób wierzących odnotowano m.in. w Afganistanie, Erytrei, Iranie, Korei Północnej, Rosji, Arabii Saudyjskiej, Turkmenistanie i Wietnamie.

USCIRF zaleca, by Stany Zjednoczone uznały te kraje za „państwa szczególnego niepokoju” (CPC), ponieważ „dopuszczają się lub tolerują szczególnie poważnych naruszeń wolności religijnej”.

Tortury – zbrodnia zakazana prawem międzynarodowym

Komisja przypomina, że zgodnie z Konwencją w sprawie zakazu stosowania tortur (CAT), torturami jest „umyślne zadawanie dotkliwego bólu lub cierpienia w określonym celu” – np. uzyskania informacji, ukarania, zastraszenia lub dyskryminacji – przez władze państwowe lub za ich zgodą.

Choć konwencję ratyfikowało 175 krajów. Komisja ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej USCIRF zauważa, że choć zakaz tortur pozostaje „bezwzględnie obowiązującą normą prawa międzynarodowego” to jest powszechnie łamany.

Formy tortur obejmują nie tylko przemoc fizyczną, ale też psychiczną i seksualną, m.in. pozbawianie snu, izolację, bicie czy rażenie prądem.

Nawet jeśli działania władz nie spełniają ścisłej definicji tortur, mogą być uznane za złe traktowanie, jak np. przetrzymywanie w nieludzkich warunkach, upokarzanie czy odmowa opieki medycznej.

Dane: setki ofiar tortur z powodów religijnych

Z bazy danych Listy Ofiar Wolności Religii i Przekonań im. Franka R. Wolfa wynika, że spośród ponad 2330 zarejestrowanych przypadków co najmniej 206 osób doświadczyło tortur lub innego okrutnego traktowania z powodu wyznawanej religii.

Komisja ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej USCIRF apeluje, by rząd USA wzmocnił działania na rzecz ochrony osób prześladowanych za wiarę, zwłaszcza tych, które przeszły tortury.

Najcięższe przypadki: Afganistan, Iran, Chiny

W Afganistanie talibowie systematycznie narzucają własną interpretację religii, ograniczając wolność wyznania i stosując kary cielesne, chłosty oraz egzekucje publiczne. W pierwszej połowie 2025 roku ONZ udokumentowała 213 kar cielesnych i cztery egzekucje w jeden dzień za naruszenia edyktów religijnych.

USCIRF donosi, że zatrzymani – zwłaszcza przedstawiciele mniejszości religijnych – są poddawani biciu, duszeniu, rażeniu prądem, symulowanemu topieniu, przemocy seksualnej i groźbom egzekucji, często w połączeniu z religijnymi obelgami.

W Iranie i Arabii Saudyjskiej kara śmierci i chłosta nadal są stosowane za przestępstwa religijne, takie jak „prowadzenie wojny przeciwko Bogu” czy „szerzenie korupcji na ziemi”.

W Chinach natomiast władze uznają praktyki religijne za przejaw ekstremizmu, a osoby wierzące – zwłaszcza muzułmanie Ujgurowie – trafiają do obozów internowania. „Poprzez przymusową indoktrynację polityczną rząd dąży do wymazania tożsamości etnicznej i religijnej” – podkreśla USCIRF.

Bezkarnie stosowane tortury w Azji Środkowej

Komisja zwróciła również uwagę na Turkmenistan i Kirgistan, gdzie udokumentowano liczne przypadki tortur, w tym brutalne pobicia i wymuszanie zeznań. W Kirgistanie, mimo wcześniejszych zobowiązań, zlikwidowano niezależny organ ds. zapobiegania torturom, co – zdaniem USCIRF – pogłębia problem bezkarności.

Wnioski USCIRF

Komisja ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej USCIRF wzywa rząd USA do:

  • konsekwentnego wyznaczania krajów szczególnego niepokoju (CPC),
  • zwiększenia wsparcia dla ofiar prześladowań religijnych,
  • oraz nacisku dyplomatycznego na państwa łamiące zakaz tortur.

Źródło: cna
Foto: YouTube, istock/Bartle_Halpin/
Czytaj dalej

Kościół

Edukacja katolicka w USA rośnie w siłę: Nowe dane, inicjatywy i wsparcie finansowe

Opublikowano

dnia

Autor:

Saint Joseph School, La Puente

Katolickie szkoły i uczelnie w Stanach Zjednoczonych nie tylko przyciągają coraz więcej uczniów, lecz także kształcą absolwentów, którzy deklarują wyższy poziom zadowolenia z życia, stabilności i zaangażowania społecznego. Równocześnie rośnie liczba lokalnych inicjatyw wspierających edukację katolicką – od duchowych kampanii modlitewnych po programy stypendialne i ulgi podatkowe – mówi Ojciec Paweł Kosiński SJ.

Katolickie uczelnie: poczucie celu i stabilność finansowa

Absolwenci katolickich uczelni w Stanach Zjednoczonych częściej niż inni studenci deklarują silne poczucie celu, przynależności i stabilności finansowej — wynika z Holistic Impact Report 2025, przygotowanego przez Centrum Studiów Katolickich Uniwersytetu St. Mary’s w San Antonio we współpracy z firmą YouGov.

Według raportu, absolwenci katolickich uczelni o 7% częściej uznają swoją karierę za znaczącą, o 14% częściej deklarują silne poczucie przynależności i o 17% częściej oceniają swoje zdrowie psychiczne jako dobre w porównaniu z absolwentami innych instytucji.

Badanie wykazało również, że katoliccy absolwenci są o ponad 50% bardziej skłonni angażować się w rozmowy o wierze oraz o 12% częściej twierdzą, że ich uczelnie promowały dialog między różnymi światopoglądami.

„Szkolnictwo wyższe w USA zmaga się dziś z napięciami politycznymi i rosnącą presją finansową. Jednak uczelnie katolickie, jak pokazują dane, wciąż kształcą absolwentów, którzy prowadzą wartościowe życie i podejmują etyczne decyzje” – zaznacza Jason King, dyrektor Centrum Studiów Katolickich na Uniwersytecie St. Mary’s.

Milion modlitw do Dnia Wszystkich Świętych

Katolicka szkoła św. Józefa w południowej Kalifornii rozpoczęła duchową inicjatywę, której celem jest zebranie miliona modlitw do 1 listopada – Dzień Wszystkich Świętych.

Saint Joseph School, La Puente

Inspiracją akcji były postacie bł. Karola Acutisa i św. Piotra Jerzego Frassatiego – współczesnych świętych, którzy pokazali, że świętość jest możliwa dla każdego, a zwłaszcza dla młodych – poinformowała szkoła w mediach społecznościowych.

Do połowy października uczniowie, rodziny i nauczyciele odmówili już ponad 150 000 modlitw. W ramach inicjatywy cała społeczność szkolna codziennie odmawia różaniec, a rodziny włączają się, przesyłając nagrania swoich modlitw i nabożeństw.

Do akcji dołączyły także trzy inne szkoły: Epiphany Catholic School w South El Monte, St. Anthony School w San Gabriel oraz Santa Clara Elementary School w Oxnard.

Saint Joseph School, La Puente

Uczniowie w San Antonio dostaną nawet 10 000 dolarów 

Archidiecezja San Antonio ogłosiła, że jej szkoły katolickie będą oficjalnie akceptować czesne finansowane z programu Texas Education Savings Account (ESA), znanego lokalnie jako Texas Education Freedom Accounts (TEFA).

Program umożliwia rodzicom otrzymanie nawet 10 000 dolarów rocznie na edukację dziecka – środki te mogą być przeznaczone na czesne w szkołach katolickich i innych placówkach prywatnych. Archidiecezja zaznaczyła, że placówki przygotowują się na przyjęcie nowych uczniów, a wprowadzenie ESA to efekt wieloletnich starań o zwiększenie wyboru edukacyjnego dla rodziców w Teksasie.

Heinz Memorial Chapel, Pittsburgh

Heinz Memorial Chapel, Pittsburgh

Darowizny na katolickie szkoły w diecezji Pittsburgh dają znaczną ulgę podatkową

Diecezja w Pittsburghu przypomina mieszkańcom Pensylwanii, że mogą znacząco obniżyć swoje podatki stanowe, przekazując darowizny na fundusze stypendialne dla uczniów katolickich szkół. Program Educational Improvement Tax Credit (EITC) pozwala na 90-procentową ulgę podatkową dla osób prywatnych i firm, które wspierają edukację poprzez zatwierdzone fundusze diecezjalne.

Diecezja uruchomiła specjalną stronę internetową z instrukcjami uczestnictwa w programie, zachęcając wiernych do wspierania edukacji katolickiej w lokalnych społecznościach.

Źródło: cna
Foto: Saint Joseph School, La Puente, wikimedia
Czytaj dalej

News USA

Alabama liderem, Michigan na końcu – jak stany USA chronią wolność religijną

Opublikowano

dnia

Autor:

Około trzy czwarte stanów USA uzyskało mniej niż 50% w tegorocznym indeksie wolności religijnej opracowanym przez Napa Legal Institute, który mierzy, jak skutecznie poszczególne stany chronią działalność organizacji opartych na wierze. Główne wnioski z raportu „2025 Religious Freedom Percentage”, opublikowanego 27 października, przedstawia Ojciec Paweł Kosiński SJ.

 „2025 Religious Freedom Percentage” stanowi część szerszego zestawienia Faith & Freedom Index przygotowanego przez Napa Legal Institute — organizację wspierającą religijne instytucje non-profit w przestrzeganiu prawa i ochronie ich konstytucyjnych praw.

Jak mierzono wolność religijną

Indeks ocenia m.in., czy organizacje religijne mają równy dostęp do funduszy i programów publicznych w porównaniu z instytucjami świeckimi, czy stanowe przepisy chronią działalność opartą na wierze ponad minimalny poziom gwarantowany przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji, oraz czy pracodawcy religijni mogą działać zgodnie z własnymi przekonaniami.

Uwzględniono także ochronę wolności religijnej w sytuacjach kryzysowych — jak w czasie pandemii COVID-19, gdy część stanów wprowadzała ograniczenia dotyczące nabożeństw.

Wyniki: od 22% do 86%

Większość stanów wypadła słabo — około 75% z nich nie osiągnęło 50% w skali wolności religijnej.

  • Sześć stanów uzyskało wynik poniżej 30%,
  • 19 stanów i Dystrykt Kolumbii – poniżej 40%,
  • Kolejne 13 stanów – poniżej 50%.

Tylko dwa stany przekroczyły 70%:

  • Alabama – 86%
  • Kansas – 79%

Na dalszych miejscach uplasowały się m.in. Mississippi (67%), Georgia (67%), Floryda (63%), New Hampshire (59%) i Indiana (59%).

wolność religijna sąd

Alabama liderem

Z kolei Alabama, z wynikiem 86%, została uznana za najbardziej przyjazny stan dla organizacji wyznaniowych. Stan przyjął konstytucyjną poprawkę wzmacniającą ochronę wolności religijnej oraz przewiduje wyjątki od przepisów antydyskryminacyjnych w przypadkach, gdy dotyczą one przekonań religijnych.

Jedyną słabością Alabamy, jak zauważa raport, pozostaje tzw. poprawka Blaine’a, która wciąż ogranicza dostęp do funduszy publicznych dla instytucji religijnych.

„Nawet w stanach, gdzie kultura sprzyja organizacjom religijnym, istnieją obszary do poprawy — szczególnie poprzez reformy prawa stanowego” – zaznacza raport Napa Legal Institute.

Kapitol Alabamy w Montgomery

Najgorsze stany dla organizacji religijnych

Najniższy wynik odnotowano w Michigan – 22%, które raport określił jako „jedno z najtrudniejszych miejsc do prowadzenia działalności religijnej non-profit”.

Tuż za Michigan znalazły się:

  • Delaware (25%)
  • Waszyngton (26%)
  • Maryland (27%)
  • Nevada i Hawaje (po 29%)

Według raportu, Michigan nie zapewnia wystarczających zwolnień z przepisów antydyskryminacyjnych dla organizacji religijnych, co może ograniczać ich działalność zgodną z wiarą. Wskazano też na nierówny dostęp do publicznych dotacji i programów pomocowych.

Michigan Capitol w lansing

Kapitol Michigan w Lansing

W innych stanach o niskich wynikach Napa odnotowała „ograniczenia w wolności działania organizacji religijnych” i „ryzyko wykluczenia ich z rynku usług społecznych”, co – jak zaznaczono – może utrudnić pomoc grupom najbardziej potrzebującym.


„Organizacje religijne muszą mieć swobodę zarządzania swoimi sprawami zgodnie z własnymi przekonaniami i misją duchową” – podkreślono w raporcie Napa Legal Institute.

„Takie przepisy grożą wykluczeniem instytucji religijnych z rynku usług charytatywnych i ograniczeniem dostępu grup wrażliwych do potrzebnych usług” – zaznaczono w raporcie.

 

Źródło: cna
Foto: wikimedia, istock/ Javier_Art_Photography/, Capitol Michigan
Czytaj dalej
Reklama

Popularne

Kalendarz

lipiec 2015
P W Ś C P S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Nasz profil na fb

Popularne w tym miesiącu